piątek, 5 sierpnia 2016

Life Support - część 11



16.
Ranek należał do szybkich i pełnych roboty. O 6.00 rano oboje zwlekli się mimowolnie z łóżek i zaczęli zbierać swoje rozłożone po pokoju rzeczy. Przed snem Kenneth sprawdził w Internecie nową godzinę wylotu i okazało się, że jest to równo 7. Chcieli więc być na czas na lotnisku.
- Jesteś pewna, że dasz radę sama? Przecież mogę cię nieść – próbował przekonać ją Gangnes, ale Lizzy była nieugięta. Po jego wczorajszym zachowaniu mogła wywnioskować, że Kenneth zwyczajnie bał się do niej zbliżyć. Nie chciała wprawiać go w zakłopotanie po wydarzeniach dnia wcześniejszego dlatego stwierdziła, że lepszą opcją będzie jeśli będzie zwyczajnie kuśtykała na jedną nogę.
- Jestem pewna – potwierdziła hardo.
Droga po schodach okazała się jednak dla dziewczyny z zabandażowaną nogą istną katorgą. Z torbą przewieszoną przez ramię szła, mocno przygryzając dolną wargę. Gdy poszkodowana noga przypadkowo o coś zahaczyła całe ciało paliło Lizzy żywym ogniem. Zaparła się jednak, by dojść na parter o własnych siłach. Na ostatnim stopniu Kenneth podał jej rękę i z tą małą pomocą dokończyła wędrówkę na dół.
- A teraz złap moją szyję – rozkazał skoczek.
Lizzy pokręciła głową na znak protestu. Chłopak jednak nie chciał o tym słyszeć.
- Nie chcę Cię zmuszać, ale nie zamierzam też czekać aż przez swoją samodzielność zrobisz sobie jeszcze większą krzywdę. – nie zamierzał odpuścić.
Jego stanowczość ją zagięła. Wiedziała, że nie odpuści. Powoli ujęła jego szyję, a on chwycił ją pod kolanami i objął dolną część pleców. Lizzy odruchowo położyła mu głowę na ramieniu tak, że ich twarze dzieliły centymetry. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła się przy nim bezpieczna jak przy nikim innym. Miała wrażenie, że może tak pozostać, na jego rękach, nieskończenie długo.
Po chwili starała odzyskać trzeźwość umysłu, ale było to trudne.
Czyżby ją straciła? Co to miało oznaczać? Mimo studiów psychologicznych nie umiała sobie szczerze odpowiedzieć na to pytanie.

Na lotnisko dotarli przed czasem. Szybko udali się do samolotu, gdzie zajęli swoje miejsca. Tam żadne z nich nie rwało się do rozmowy. Siedzieli więc cicho, patrząc na tyły foteli przed nimi. Co pewien czas idealną ciszę zaburzał głośniejszy oddech lub kaszlnięcie. Potem wracała ta wielka próżnia między nimi. Była wręcz namacalna. Różniła się jednak od innych, które kiedykolwiek występowały między nimi tym, że nie wynikała z wrogości, a aż zbytniej sympatii.
Tak, Lizzy to mogła otwarcie przyznać. Polubiła Kennetha. A także była pewna, że ona również nie jest mu obojętna. Wspólna podróż zbliżyła ich do siebie.
„Oby tylko nie za bardzo”. Pomyślała.

Helsinki były zasypane śniegiem. Była to pierwsza rzecz jaką stwierdziła Lizzy po przylocie do tego miasta. Zaspy sięgały metra wysokości i ciągnęły się w nieskończoność. Co wcale nie pocieszało ani Niemki, ani Norwega.
- Ile mamy czasu? – zapytała Gangnesa z nadzieją, że odpowiedź ją usatysfakcjonuje.
Kenneth spojrzał na zegarek. Z powodów atmosferycznych lądowanie było utrudnione i mieli opóźnienie.
- 3 godziny
Lizzy wcale nie poczuła się lepiej. Czasu mieli dość jedynie, by dotrzeć na styk na serię próbną. W taką pogodę mogli jednak o tym zapomnieć. Kenneth jakby czytał w jej myślach powiedział:
- Zdążymy.
Wziął dziewczynę na ręce podążył przed budynek, gdzie złapał taksówkę.
- Gdzie jedziemy? – spytał taksówkarz.
- Do Lathi – odparł skoczek.
- Słucham? W taką pogodę? Zaspy są na każdej ulicy.
- Niech pan posłucha – zaczęła Lizzy – Być może od pana teraz zależy, jak będzie wyglądało dzisiejsze podium w konkursie indywidualnym pucharu świata w skokach narciarskich.
Taksówkarz się odwrócił, a gdy zobaczył Kennetha Gangnesa był w szoku.
- Zapnijcie lepiej pasy – powiedział i ruszył, zostawiając za autem chmurę śniegu.

Czasami ludziom wydaje się, że akurat dzisiaj cały świat sprzysiągł się przeciwko nim. To wrażenie mieli dzisiaj również Lizzy i Kenneth, gdy siedzieli w taksówce. Stali w korku od ponad pół godziny, a do Lathi pozostało im mniej więcej 10 kilometrów.
- To się nazywa prawdziwe szczęście – skwitował Gangnes i sprawdził godzinę. Lizzy popatrzyła na niego z wyczekiwaniem, że również jej poda ile czasu im zostało. – Jest 17.02. Seria próbna już się zaczęła.
Dziewczyna pokiwała głową i dopadł ją stres, że naprawdę mogą nie zdążyć na konkurs. Obróciła głowę do okna i starała się obmyślić plan dotarcia do Lathi na własną rękę. Wiedziała, że taksówką im się to nie uda.
Popatrzyła na jezdnię, brudną od brązowego śniegu. Wszędzie wokoło były samochody. Tak samo jak oni stali w korku, czekali by ruszyć.
- Gdybyśmy tylko mogli przejechać między nimi – dotarł do niej głos skoczka.
Patrzyła dalej za szybę na auta. I nagle zauważyła wielki samochód ciężarowy, który przewoził nic innego jak pojazd, który był odpowiedzią na ich modlitwy.
- Kenneth? – spytała
- Tak?
- Umiesz prowadzić motor?
Z ukosa jej się przyjrzał, po czym zauważył za jej plecami ciężarówkę. Uśmiechnął się przebiegle.
- Umiem.

Przez kolejny kwadrans Lizzy i Kenneth starali się przekonać kierowcę pojazdu do wypożyczenia jednego z motorów. Kłótnia szła w zaparte, a każda ze stron była gotowa się awanturować. Skończyło się jednak bez rękoczynów, telefonem Lizzy do szefa mężczyzny, który kierował ciężarówką. Dzięki swoim dyplomatycznym zdolnością udało jej się przekonać właściciela wypożyczalni do tej nietypowego pożyczki.
- Dobrze się spisałaś – rzekł do niej Kenneth z prawdziwym uznaniem w głosie.
- Lata nauki – odpowiedziała z uśmiechem.
Po chwili kierowca wyciągnął dla nich z platformy jeden z pojazdów. Podał im także 2 kaski.
- Powodzenia – dodał – Mam nadzieję, że będziesz dziś na podium.
- Dziękuję – odparł Kenneth i wsiadł na motor.
Lizzy również podziękowała za pomoc, po czym dołączyła do Gangnesa. Chwilę przed wejściem na motor opanował ją jednak lęk. Widocznie był zauważalny gdyż Kenneth powiedział do niej:
- Nie bój się. Ze mną ci nic nie grozi.
Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
„Uspokój się”.
Wierzyła mu. Dlatego ze spokojem zajęła miejsce za nim.
- Gotowa?
- Tak.
I w miarę jak najszybciej zaczął wymijał wszystkie auta na drodze, gnając do Lathi. Do konkursu pozostało im niespełna pół godziny.
Niestety nie usłyszeli ostrzeżenia kierowcy, który krzyknął za nimi:
- Tylko uważajcie, jest mało paliwa!

Jechali tak szybko jak tylko mogli, a właściwie na ile pozwoliły im warunki atmosferyczne. Lizzy musiała przyznać, że Kenneth całkiem dobrze sobie w nich radził. Udało im się szybko wyminąć korek, który ciągnął się przez parę kilometrów. Patrząc na to dziewczyna była wdzięczna, że udało im się znaleźć ten środek transportu. Następnie pokierowali się trasą do Lathi. Sądząc po drogowskazach zostały im 2 kilometry.
- To już niedaleko! – krzyknęła do niego.
- Wiem! Teraz już musimy dać radę!
Niecałe 5 minut później wjechali do miasta. Tak jak okolice oraz stolica Finlandii całe było zaśnieżone. Na szczęście na drogach działały ekipy odśnieżające, dzięki czemu Kenneth mógł przyspieszyć. Lizzy z daleka już widziała Salpausselkä, które wyłaniały się z pomiędzy budynków. Gangnes też je widocznie zauważył gdyż skręcił i zaczął kierować się wprost na kompleks skoczni. Jechali, nie omijając po drodze żadnego auta. Całe miasto było jakby opustoszałe. Dla nich było to bardzo korzystne.
- Jeszcze tylko 2 kilometry! – poinformowała skoczka Lizzy, gdy mijali wielki baner informujący o odległości do skoczni, a  także dzisiejszych zawodach.
Byli już tak blisko i tylko parę minut dzieliło ich od wejścia na skocznię. Wtedy nagle motor zaczął charczeć i powoli przestał pędzić na przód mimo, że Kenneth naciskał pedał gazu. Przystanęli na poboczu, a Gangnes cicho przeklął.
- Nie ma paliwa – powiedział po chwili.
Gdy Lizzy to usłyszała sama miała ochotę użyć cenzurowanych słów. Wydawało jej się, że los naprawdę z nich zakpił. Byli tak blisko celu, a zarazem tak daleko. Został im nie więcej jak kilometr drogi do skoczni, na której zaraz miał się rozpocząć konkurs.
Do ich uszu dobiegały dźwięki z tego obiektu, świadczące o końcówce serii próbnej. Kenneth oparł się ręką o kierownice motoru rozczarowany, że po tym wszystkim, co przeszli by się tu dostać mają spocząć tuż przed finiszem. Lizzy na niego patrzyła w milczeniu i nie umiała sobie nawet wyobrazić, co teraz czuł. Okropnie mu współczuła. A to wszystko z jej powodu.
Z zabandażowaną nogą podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.
- Przepraszam. To moja wina. – powiedziała ze skruchą. Podobnie się teraz czuła. Bezsilna. Co mogła zrobić w tym momencie dla niego, po tym jak on zrobił w ciągu drogi dla niej wszystko? Nienawidziła tego uczucia. Jej oczy zwilgotniały.
Skoczek usłyszał jej przyspieszony oddech i po momencie zwłoki odwrócił się do niej i objął ją rękoma tak, że ona się skuliła i oparła głowę na jego ramieniu. Łzy jej leciały na jego kurtkę, ale ona na moment poczuła się lepiej. Potem na nią spojrzał i otarł jej policzki własną dłonią.
- Nie wolno ci tak myśleć. Zapamiętaj: to nie twoja wina. Sam odpowiadam za to, co zrobiłem. – powiedział do niej spokojnie.
- Ale ty niczego nie zrobiłeś – odpowiedziała z zaczerwionymi oczami.
Uśmiechnął się do niej słabo.
- Zgodziłem się przecież z tobą zostać wtedy na lotnisku.
- Saverio cię zmusił – nadmieniła.
- Gdybym naprawdę chciał, to znalazłbym kogoś w 3 sekundy za zastępstwo. – odparł i popatrzył gdzieś w dal – A jednak tego nie zrobiłem. – dodał poważnym tonem.
- Chcesz przez to powiedzieć...
Pokręcił głową i ze zrezygnowaniem rzekł:
- Sam nie wiem, co chcę powiedzieć. Ogólnie, ostatnio już nic nie wiem...
Stał tuż przy niej, a jednak ona czuła, że myślami jest daleko stąd. Jego twarz miała niewyraźny wyraz, dokładnie jakby coś wspominał.
Nagle rozległ się dźwięk, obwieszczający przyjście SMS-a. Kenneth wrócił na ziemię i na głos przeczytał zawartość wiadomości.
- „Skaczesz ostatni. Stöckl się denerwuje, że nie zdążysz. Musisz być za 15 minut bo cię zdyskwalifikują. Czekam przy bocznym wejściu nr.2. Saverio”.
Lizzy popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Ale jak mamy tam się dostać w kwadrans?
W oczach Gangnesa pojawiły się na nowo iskry nadziei.
- Nie wiem jak. Ale musimy zdążyć.

Jaki jest najlepszy sposób na przebycie paruset metrów, gdy padnie ci motor i masz ze sobą osobę ze skręconą kostką? Odpowiedź jest prosta. Zaczynasz uprawiać najpopularniejszy sport na świecie. A mianowicie biegniesz, prosto do celu. To właśnie zrobił Norweg chwilę po przyjściu SMS-a. Kazał swojej towarzysze wejść mu na barana, wziąć swoją torbę i jego plecak, po czym jak najszybciej zaczął zmierzać na skocznię.
Lizzy nie mogła dać wiary temu, co oni robią. Z boku musieli wyglądać śmiesznie, ale zbytnio jej to nie obchodziło. Przebyli już zbyt długą drogę, by się tym przejmować. Pomyślała o tym, jak musieli się starać, żeby dotrzeć na miejsce. A właściwie Kenneth. Nie dość, że opiekował się nią to znalazł alternatywną drogę do Lathi i nie pozwolił jej zwątpić, że dotrą do Finlandii na czas. To wydawało jej się najbardziej szalone. Nigdy nikt nie musiał jej podnosić na duchu, zawsze była jak skała, która ze względu na swój zawód ukrywała swoje uczucia jak mogła. A teraz pojawił się on i zmienił jej życie o 180 stopni.
- Trzymasz się tam? – spytał nieco zdyszany.
- Tak – zbliżali się już do skoczni, niewiele im pozostało. – Bardziej się zastanawiam, czy ty dajesz radę?
- O mnie się nie martw. Jest super – odpowiedział
- To świetnie. Przecież musisz jeszcze dziś wygrać zawody.
Wyczuła, że się uśmiechnął.
- A nie powinnaś raczej trzymać kciuki za wszystkich z drużyny?
- Chcesz powiedzieć, że ukazuje w ten sposób mój brak profesjonalizmu? – zadała pytanie.
- Dokładnie tak – powiedział wymęczony.
- Spokojnie, to tylko na dzisiaj. Później jak wrócisz na zajęcia i znów będziesz tylko zrzędził i marudził nie licz na wiele.
- Dzięki – dodał na koniec.
Akurat dotarli pod skocznię. Tłum się tam zagęścił, dlatego przeszli na boczną drogę. Bezzwłocznie zaczęli wypatrywać wejścia oznaczonego dwójką. Poszli w głąb dróżki z nadzieją, że ich oczom zaraz ukaże się odpowiednie wejście. Po chwili znaleźli je i z ulgą pokierowali się tam. Parę metrów przed wejściem za szybą zauważyli rozemocjonowaną twarz Saverio i jego niemy krzyk na ich widok.
- Jesteśmy! – krzyknął Kenneth, gdy przekroczyli próg.
- Dio, jak dobrze, że jesteście. Kenny, jesteś w czepku urodzony. Ledwo zdążyłeś!
- Coś o tym wiem.
- Konkurs dopiero się zaczął. Chodź, zaprowadzę cię do Alexa.
W drodze do kwatery kadry Kenneth niósł Lizzy na rękach. Przed drzwiami popatrzył na nią i powiedział:
- Tu chyba nasza wspólna podróż się kończy.
Lizzy zaszło w ustach. Chciała wykrzyczeć tylko jedno słowo: Nie.
 - Lizzy! – krzyknął ktoś zza ich pleców – Co się stało? Dzwoniłem. Dlaczego nie oddzwoniłaś?
Na widok Gregora wróciła do rzeczywistości. Podczas tych 2 dni całkowicie zapomniała o jego istnieniu.
- Nie wiedziałam. – odpowiedziała nieprzytomnie na jego pytanie.
- Chodź, musisz odpocząć. – zdjął ją z rąk Kennetha i wziął pewnie w swoje ramiona. Lizzy poczuła jak Gangnes nie chciał jej mu oddawać gdyż mocniej ją objął. Potem jednak odpuścił. – Dziękuję, że się nią zająłeś – dodał Schlieri.
- To nic takiego – odpowiedział, jakby rzeczywiście tak było.
Potem jej chłopak odwrócił się i zaczął zmierzać z nią do kwatery Austriaków. Lizzy wychyliła głowę, by zza Gregora dostrzec po raz ostatni Kennetha. Ten stał i patrzył za nią, dopóki nie zniknęli za zakrętem.

~~~
Po raz kolejny przepraszam za ociąganie się z pisaniem, ale wyjechałam na wakacje i podczas nich nie stworzyłam ani kawałka opowiadania. Mam jednak nadzieję na dokończenie kolejnego na przyszły tydzień. Tymczasem proszę o opinięna temat tego.
adminka ♡
Carmen

1 komentarz:

  1. Lizzy mieknie i juz widać ze coś czuje do Kennetha. Oni są tacy uroczy! <3 <3 Niestety na przeszkodzie stoi Gregor, którego osobiście uwielbiam ale nie w tym opowiadaniu.Jest taki. ..bez wyrazu. Czekam na następne części

    OdpowiedzUsuń