niedziela, 24 stycznia 2016

Stay With Me - część 1

Playlista do książki
● Antek Smykiewicz – Pomimo Burz
● Little Mix ft. Jason Derulo - Secret Love Song
● Szymon Chodyniecki – Sam na Sam
● A Great Big World – Oasis
● Electro Velvet – Still in Love with You 

Rozdział 1
- Kochanie przyniesiesz moją kawę?
Głos dochodzi ze średniej wielkości nowoczesnego salonu utrzymanego w odcieniach beżu i bieli. Jest położony na przeciw kuchni, w której się znajduję. Małe przytulne jasne pomieszczenie sprawia, że pomimo braku zdolności kulinarnych uwielbiam w nim przebywać. Z radia dobiega cicha muzyka, nadawana przez jedną ze stacji. W błogim spokoju przygotowuję sobie śniadania ciesząc się choć tą krótką chwilą relaksu.
- Już niosę – Odpowiadam wychodząc na korytarz.
Na progu pokoju uderza mnie mieszanka zapachu kwiatów i męskiej wody toaletowej. Na RTP 1 lecą wiadomości, którym Mike przysłuchuje się zza dzisiejszej porannej gazety. Z uśmiechem na twarzy podchodzę do niego.
- Proszę – mówię.
- Dziękuję – Wstaje by mnie pocałować w policzek. Ja przyjmuje pieszczotę i lekko go obejmuje. Moje serce spokojnie uderza gdy wtulam się w jego pierś próbując się skurczyć.
„Pamiętaj, gdy nie bije szybko to znaczy, że coś jest nie tak.” Przypominam sobie słowa Tove, które powtarzała mi, jeszcze w Kopenhadze, ilekroć się zakochiwałam. Zawsze gdy serce biło wolniej, za jej radą, zrywałam z chłopakiem. Prędzej czy później okazywało się, że dobrze zrobiłam. Teraz to się zmieniło, a to co mówiła Tove to tylko puste słowa. Kocham Mike’a. Prawda?
- Dziś wrócę później
- Znowu? – pytam nie rozumiejąc dlaczego w ostatnim czasie siedzi w laboratorium do 21.00.
Zaczerwienił się nieco przez co jego policzki z dołeczkami wyglądały zabawnie. Zaczął się tłumaczyć:
- Hmm… widzisz Pia, nie mówiłem Ci wcześniej, ale ponieważ jest czerwiec… niedługo koniec wykładów… na uniwersytecie nie mam zobowiązań podczas lata, a mój staż jest bardzo dobrze płatny więc…
- Więc? – wtrąciłam się.
- … pomyślałem, że wakacje dobrze nam zrobią. Ty przecież dopiero co pisałaś egzaminy końcowe tego semestru, byłaś zestresowana i należy ci się odpoczynek. Poza tym mówiłem Ci, że we wrześniu zaczynamy prace nad projektem z naukowcami z Hiszpanii i nie będę mógł wtedy nigdzie jechać. Tak więc uznałem to za dobry pomysł.
Pokiwałam głową.
- A gdzie jedziemy? – chcę się dowiedzieć.
- Myślałem o Balearach
- Oh – krótka reakcja na jego propozycje.
- Zgadzasz się? – pyta z nadzieją.
Nie. Dlaczego? Bo to takie typowe. Pokazać mi, że jego zarobki są na tyle wysokie by móc nam wynająć luksusowy domek przy plaży na Majorce. Nie zrozumiał jeszcze, że dziewczynie ze Skandynawii takie standardy nie są konieczne. Ale każdy popełnia błędy. Ja na przykład nie rozumiałam 3 lata temu dlaczego Mike się krzywił gdy podałam mu earl grey’a z mlekiem. Przy odrobinie szczęścia sam zrozumie, że nie chcę jechać jeszcze przed końcem czerwca.
- Oczywiście
Delikatnie mnie całuje, a następnie szczepcze na ucho:
- Mówiłem Ci, że jesteś cudowna? – próbuje czarować mnie swoim brytyjskim akcentem.
Już mam mu odpowiedzieć kiedy zerkam na zegar wiszący na ścianie.
- O nie! Już 8.40! Spóźnisz się do pracy!
- Racja – wychodzi do przedpokoju by założyć swoje eleganckie pantofle i obejrzeć w lustrze czy jest gotowy do pracy.
Jest ucieleśnieniem dżentelmena. Ma krótko przystrzyżone miodowe włosy, zielone oczy, wzrost idealny bym bez skrępowania mogła przy nim założyć szpilki. Oto on. Pracujący na rewelacyjnie płatnym stażu u doktora Cardoso, wykładowcy na Uniwersytecie Lizbońskim i jednym z najlepszych patomorfologów w stolicy, obiecująca przyszłość nie tylko laboratorium badawczego, ale i genetyki. Mike Ryan.
Zanim wychodzi daje mi buziaka w czoło. Już się odwracam by iść do pokoju by tam spędzić całą sobotę gdy on nagle łapie mnie za rękę.
- Wiem, że nie jesteś przekonana do wyjazdu. Dlatego jeśli nie chcesz nie pojedziemy. Wybór należy do ciebie. Ja to uszanuję.
Cieszę się słysząc te słowa. Moje oczy zaczynają wilgotnieć z ulgi, że nie karze mi tam jechać. Chyba właśnie za to go kocham. Za wyrozumiałość. Po chwili wyciera mi łzy i uspokaja. Po raz kolejny całuje mnie czule i wychodzi.
Pomimo tego, że się uspokoiłam teraz czuję, że znów się rozpłaczę ponieważ kolejny raz zostałam sama, w tym luksusowym więzieniu w środku Lizbony. 

Rozdział 2
To było 3 lata temu. Miałam 17 lat i kończyłam liceum. Rodzice byli dumni z moich wyników w nauce i zakładali, że dobrze napisana matura pomoże mi dostać się na studia. Tove, której matematyka i język francuski sprawiły kłopot chciała zapomnieć o rekrutacji na uniwerek chociaż na chwilę. Jej rodzice, by jej w tym pomóc, zarezerwowali bilet lotniczy do Barcelony. Miała pojechać i wrócić przed lipcem. Tove była uradowana, ale również uparta bym pojechała z nią. Nie dawała mi spokoju przez tydzień aż w końcu się zgodziłam. Wyleciałyśmy z miasta na cudowne wakacje. Były imprezy, zakupy, opalanie się, zwiedzanie. Żyć nie umierać. Pewnego dnia udałyśmy się pod miejscową katedrę by zrobić zdjęcia i wysłać je do znajomych z pozdrowieniami. Robiłyśmy głupie pozy i miny, głupawka była nieunikniona. Tove rzuciła mi wtedy wyzwanie.
- Idź i poderwij tamtego gościa – rozkazała dla żartów.
Wykonałam jej polecenie i zaczęłam flirtować z przystojnym chłopakiem. Mimo, że byłam wtedy dla niego głupią małolatą wysłuchał tego co mówiłam bez zataczania się ze śmiechu. Zaczęłam potem prawić mu komplementy, że jest przystojny i uroczy. On zapewnił mnie, że jestem najładniejszą dziewczyną, która stara się mu zaimponować. Wtedy powiedziałam, żeby mnie pocałował i w ten sposób mi zaimponował. Sądziłam, że spęka i nie zrobi tego, a jednak już po chwili jego usta całowały moje. Był to najdojrzalszy pocałunek w moim życiu. W moim brzuchu poczułam motylki, a kiedy spojrzałam mu potem w oczy wiedziałam, że on jest wyjątkowy. Przedstawił mi się.
- Jestem Mike Ryan. A ty? – wyciągnął rękę.
- Pia Rasmussen
I od tej pory nasz kontakt był stały. Wspaniale bawiliśmy się razem w Hiszpanii jeszcze przez tydzień, później musiałyśmy wracać do Danii. Ku mojemu zaskoczeniu nie minęły 3 dni, a on stanął w progu mojego rodzinnego domu z bukietem róż. Dlaczego? Nie wiedziałam. Być może traktował mnie poważniej niż myślałam w Barcelonie.
Moim rodzicom od razu jego wyrafinowanie przypadło do gustu. Codziennie na nowo udowadniał mi, że jestem dla niego wyjątkowa. Ja na początku byłam nieco oporna, ale wreszcie dałam się porwać wirowi namiętności. Wtedy Tove i moje koleżanki zobaczyły, że promienieje. Signe stwierdziła, że musiałam naprawdę się zakochać.
I tak rzeczywiście było. Oczekiwałam na każde, nawet najkrótsze, spotkanie z Mike’em i cieszyłam się głupia gdy tylko dotykałam jego ust. Za każdym razem zakradał się do mnie od tyłu, zakrywał oczy i pytał: „Zgadnij kto to”. Następnie mocno mnie obejmował. Byłam bardzo szczęśliwa.
No właśnie. BYŁAM.
Co się stało? Nie wiem.
Po roku naszej znajomości wyjechałam na wymianę studencką Kopenhaga – Lizbona. Studiowałam inżynierię. Mike nie chciał puszczać mnie samej do obcego miasta więc zdecydował się polecieć ze mną do Portugalii. Na miejscu zaklimatyzował się od razu. Co chwila brał mnie na spacery by tylko móc lepiej poznać to niezwykłe miasto. Możliwe, że chciał mnie też do Lizbony w ten sposób przekonać bo zauważył, że nie do końca udzieliła mi się atmosfera tej stolicy. Nie ukrywałam tego. Zawsze jedynym miastem, które kochałam była moja rodzinna Kopenhaga, poza nim unikałam wielkich centów i zatłoczonej komunikacji miejskiej.
Lizbona jednak nie była złym miejscem. Po 2 miesiącach w Portugalii stało się rzecz niezwykła – Mike dostał dobrze płatną pracę. Umożliwiono mu jednoczesną pracę i kontynuowanie studiów na Uniwersytecie Lizbońskim. Dzięki swojej wysokiej pensji i pieniądzom od moich rodziców wynajeliśmy luksusowy penthouse. Po pewnym czasie zdecydowaliśmy się zostać tutaj na stałe. Były cudowne spacery, czułości i pewność dobrego jutra.
Czy to wszystko nagle zniknęło?
W naturze nic nie znika. 

Rozdział 3
Cały wolny dzień spędziłam na oglądaniu bezsensownych telenowel, w których Pedro nie umiał się przyznać Giseli do zdrady. Zaczęłam sprzątać swój pokój, gdzie od miesięcy walały się słowniki portugalskie i notatki na pracę semestralne. Choć było ciężko w parę godzin ogarnęłam większą część bałaganu. Zostały mi wtedy może 3 godziny do zwyczajowego powrotu Mike’a. Zazwyczaj więc zabierałam się do robienia obiadu, ale od prawie 2 tygodni mam czas wolny podczas, którego oglądam na zmianę to portugalskie, to angielskie, to duńskie wiadomości by być choć trochę być na bieżąco. Potem pojawia się mój chłopak.
I dzisiaj było tak samo.
Wszedł do środka, podałam mu obiad. Nie rozmawialiśmy podczas jego posiłku tylko mierzyliśmy się wzrokiem. Był to rodzaj gry, której zawsze używaliśmy gdy nie chcieliśmy mówić czegoś głośno przy innych. Gdy korzystaliśmy z niej w odosobnieniu oznaczało to, że coś jest nie tak. Próbowałam to znosić, ale nie wytrzymałam. Po tym jak wrócił z kuchni, gdzie zmył po sobie naczynia postanowiłam się go zapytać. Usiadłam mu na kolanach, choć bałam się, że go zgniotę, przybrałam niewinny ton i zaczęłam:
- Przecież widzę, że coś jest nie w porządku. Powiedz, wiesz, że nie dam ci spokoju póki tego nie zrobisz.
Spojrzał na mnie spode łba wręcz mówiąc: „myślisz, że się nabiorę na twoje gierki?”, a ja udawałam, że nic nie zauważyłam. Bawiliśmy się tak z 10 minut, aż wreszcie Mike pękł.
- Za 3 dni jedziemy do Londynu.
Aż się zachłysnełam powietrzem.
- I kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? Godzinę przed lotem? – mówiłam zdecydowanie. – „Pia pakuj się, wyjeżdżamy?”.
Mike podszedł do mnie i objął od pleców. Chciał bym się uspokoiła, ale ze mną zawsze w tej kwestii był problem.
- Chciałem to zrobić, ale na spokojnie.
- Jasne… – uraził mnie swoją ignorancją. – A czy mam przynajmniej prawo dowiedzieć się po co tam lecimy?
Mike nie odpowiedział od razu. W mowach nigdy nie był mistrzem, musiał ułożyć co ma powiedzieć.
- Więc… moi rodzice wracają od mojej siostry z Lublany. Klary z mężem postanowili na krótko odwiedzić Londyn, a mój brat jest już na miejscu więc uznałem że to odpowiedni moment.
- Na co odpowiedni moment? – zapytałam nie do końca rozumiejąc do czego zmierza.
- Żebyś poznała moją rodzinę.
Obróciłam się do niego. Przez chwilę po prostu przed nim stałam. Po chwili do jego uszu dotarły moje szepty:
- Do rządzenia niech znajdzie Pan sobie ludzi w pracy, panie Ryan.
I wyszłam z pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi sypialni i szybko się położyłam. Chciałam zasnąć i o tym zapomnieć, ale akurat dziś sen nie przychodził mi łatwo. Zaczęłam więc płakać, myśląc, że to już jego kolejna decyzja podjęta bez mojej wiedzy. Owszem chciałam poznać jego rodziców, ale dlaczego wziął mnie tak z zaskoczenia? Myślałam, żeby się przygotować do tego spotkania lub zapoznawać państwa Ryan stopniowo. Zaczęłam cicho śpiewać piosenkę, którą mama co wieczór śpiewała mi na dobranoc. Zawsze mnie uspokajała. Dziś też pomogła. Popadłam w tak błogi spokój, że nawet nie słyszałam trzasku zamykanych drzwi, poczułam dopiero sylwetkę, która spoczeła obok mnie na łóżku. Udawałam, że śpię gdy szeptał:
- Kochanie, przepraszam. Wiem, że źle zrobiłem. – poprawił moje włosy, sięgające prawie do piersi. – Widzę, że śpisz. Pogadamy jutro. Dobranoc. – czule ucałował mój policzek.
Nie mogłam dalej udawać słysząc ból w jego głosie. Ścisnełam jego dłoń, która objął moją, na znak, że mu wybaczam.
- Więc jedziemy – dodałam.
Jeżeli już o coś zabiegasz, idź na całego, w przeciwnym razie nawet nie zaczynaj.


~~~
Carmen 

2 komentarze:

  1. Super! Bardzo obiecujący początek. Jestem ciekawa jak dalej potoczy się akcja;)

    OdpowiedzUsuń