środa, 10 lutego 2016

Stay With Me - część 2


Rozdział 4
- Proszę ustawić fotele w pozycji siedzącej – usłyszałam głos stewardessy – Podchodzimy do lądowania.
Postąpiłam zgodnie z poleceniem prostując jednocześnie nogi. W pierwszej klasie miejsca było aż za dużo. Gdyby się uprzeć można by było wyznaczyć dla każdego pasażera po 6m2 powierzchni. Oczywiście z własnym telewizorkiem, składanym stoliczkiem i ściemniaczem okien. Mike ścisnął moją rękę, a mnie ścisnęło się serce. Wiem, że chciał mi dodać otuchy, ale nic na to nie poradzę, że strasznie się denerwowałam. „Mniej jaja dziewczyno! Kobiety ze Skandynawii są twarde!”. Usłyszałam w głowie głos Tove. Silna mimo niepozornego wyglądu. Była delikatna, miała małe ledwo widoczne piegi na nosie i burze ciemnych blond włosów. Nieco niższa ode mnie jak i również lżejsza nazywana przez wszystkich idealnym ucieleśnieniem Dunki.
Nagle poczułam jak samolot się obniża i zobaczyłam za oknem wyłaniający się zza mgły Londyn. Miasto Mike’a, które będę musiała chociaż spróbować pokochać. Patrząc na pogodę poczułam, że może pójść łatwiej niż z Lizboną. Po paru minutach moje oczy dostrzegły pod nami asfalt pasu startowego. Kurczowo wbiłam paznokcie w podłokietniki.
- Wiem, że boisz się latać. – powiedział Mike i pocałował mnie w czoło – Jestem z ciebie dumny.
Uśmiechnęłam się, że próbuje choć odwrócić moje myśli od niepokoju. Bo wiedzieliśmy oboje, że mój strach nie został wywołany lotem.
- Proszę Państwa właśnie lądujemy na Heathrow Airport w Londynie. Dziękujemy za wybór naszych linii lotniczych i zapraszamy ponownie. Tym czasem życzymy państwu miłego pobytu.
■■■
- Pia, co tam robisz? – spytał mnie Mike
- Chcę wysłać kartkę do moich rodziców z Londynu.
- Dobrze, przekaż im pozdrowienia.
- Musimy coś zrobić z pocztą jak wrócimy bo mój brat nie mógł ostatnio wysłać nam kartki z Norwegii.
- Jasne – Mike zanotował to w swoim iPhonie.
Powolnym ruchem skierowałam się do terminala bagażu. Z odebraną walizką szłam jak na ścięcie. Nagle zadzwonił telefon Mike’a.
- Przepraszam – odebrał – Tak, tato? Jak tam już wylecieliście ze Słowenii?
Czekałam na jego powrót lustrując widoczną okolicę, która składała się z pięknych, wysokich budynków. Słyszałam gwar i pośpiech zza szyby budynku lotniska. Przymknęłam oczy i pomyślałam o Kopenhadze, jedynym mieście, gdzie jest moje serce.
„Pia, ikke være lang! Fly forlader i 10 minutter!” słowa mamy, gdy miałam 11 lat i zabłądziłam na lotnisku.
- Skarbie, dobra wiadomość dla ciebie. Moi rodzice przyjadą dopiero za 3 dni.
- Jak to??? – całkowicie zdziwiona nie umiałam powiedzieć nic innego.
- Samolot z Lublany z powodu złej pogody został odwołany. Następny będzie we wtorek, no chyba, że lecieliby z 3 przesiadkami w Rzymie, Monako i Ankarze. Wtedy dotarliby jutro wieczorem.
- Więc… – zaczęłam
- Więc… – kontynuował – … musimy jak najszybciej znaleźć hotel. 

Rozdział 5
Cieszyłam się z jednego triumfu. Miałam rację. Londyn wcale nie przewyższał w niczym Kopenhagi. Zwiedziliśmy już pałac Buckingham, oczywiście cześć dostępną dla zwiedzających, przejechaliśmy się London Eye, widzieliśmy pod każdym kątem Big Bena. Mike z takim przejęciem wszystko mi opisywał, że aż się bałam spytać jakie to historie z młodości wiążą się z tymi miejscami. Jednocześnie ze zwycięstwem jednak musiałam przyjąć porażkę bo choć Londyn nie był od Kopenhagi lepszy to nie był też gorszy. Możliwe, że jakoś podświadomie na mój osąd wpłynął też sam Mike. Ale do niczego mu się nie przyznałam.
Hotel znaleźliśmy szybko. Wielki nowoczesny budynek przy słynnej Abbey Road, gdzie na znanym przejściu dla pieszych powstała okładka jednego z albumów Beatlesów, robił wrażenie. Mike zameldował nas i bardzo elegancko zachowywał się w drodze do pokoju, jak na prawdziwego Anglika przystało.
Gdy część rzeczy została ułożona na odpowiednich miejscach w pokoju, zerknęłam na zegarek na toaletce. Wskazywał 16.02. Było jeszcze mnóstwo czasu do kolacji. Nim cokolwiek więcej przyszło mi do głowy Mike się odezwał:
- Chciałbym odwiedzić Kingston University. Dawno tam nie byłem. Kto wie, może coś mnie ominęło. – zaśmiał się.
- Dobry pomysł. Jedź. – zgodziłam się
- Ale może pojedziesz ze mną? Co ty na to?
Potrząsnęłam przecząco głową.
- Nie. Jedź sam. Ja rozejrzę się po mieście.
Mike do mnie podszedł i przytulił. Czuł, że się dystansuję, chciał temu zaradzić.
- Tęsknię za Tobą.
Popatrzyłam na niego spod rzęs jak kiedyś i powiedziałam:
- Pocałuj mnie i mi zaimponuj.
Stał onieśmielony słysząc prośbę sprzed 3 lat, która tym razem brzmiała przynajmniej stopień dojrzalej. Poruszył się delikatnie w moją stronę nieco zginając nogi by móc mnie dosięgnąć. Ja chciałam mu trochę to ułatwić i wspięłam się na palce i w połowie tej drogi nasze usta się spotkały. W uszach usłyszałam muzykę. Wplótł ręce w moje włosy i tak staliśmy. Gdy się od siebie wreszcie oderwaliśmy pocałował moje czoło.
- Czekaj na mnie dziś. – szepnął i wszedł do łazienki się odświeżyć.
■■■
Gdy Pia Rasmussen czegoś chce zawsze to dostaje. Nawet niemożliwe staje się możliwe. Czego chciała w tym momencie? Po prostu zwiedzić Londyn? To by była łatwizna. Pia chciała znaleźć miejsce, gdzie będzie mogła się poczuć swobodnie. A to było trudne.
Nigdy nie musiałam szukać takich miejsc, bo nawet w Lizbonie po paru miesiącach pobytu, zaklimatyzowałam się na tyle, że nie potrzebowałam takiego miejsca. Londyn jednak to inna bajka. Nie wiele myśląc kupiłam pierwszy lepszy plan i stwierdziłam, niech los wybierze. Na oślep strzelam ołówkiem w mapę. Skierowałam się tak do ponad 10 miejsc. Niestety w większości były to już nieużytkowane kościoły, słynne miejskie bary i hale widowiskowe.
Załamana rozczarowaniami usiadłam na ławce w Hyde Parku. Patrzyłam jak starsza kobieta ze swoim jamnikiem spaceruje niedaleko. Podążała w moim kierunku. Starałam się wyglądać przyjaźnie, ale rozczarowanie cisnęło się na usta. Kobieta zatrzymała się i spytała:
- Wszystko w porządku, kochanie?
Starałam się grzecznie uśmiechnąć. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. W Lizbonie nie miałam takich sytuacji, w Kopenhadze takie rzeczy się nie zdarzały.
„Wszyscy uważają, że jesteśmy chłodni i zdystansowani, ale to nie od nich, a od nas zależy jacy będziemy.”
- Chyba się zgubiłam – przyznałam
- Ooo, biedactwo – kobieta usiadła obok mnie – A czego szukasz?
Wzniosłam oczy do góry. Żebym to ja wiedziała.
- Miejsca ciekawego, ale nie oklepanego. Bez tłumów, by odnaleźć duszę Londynu.
Kobieta się zaśmiała.
- Londyn ma wiele dusz. Trudno je zebrać. Ale jest jedno takie miejsce…
- Jakie? – zapytałam
- Middle Art Gallery
Bez zbędnych pytań poprosiłam o adres. Starsza pani kazała mi iść na Knightsbridge.
- Ta galerie jest nieznana większości turystów, dzięki czemu będziesz miała chwilę spokoju.
Podziękowałam kobiecie zdziwiona, że przypadkowo poznana osoba może aż tak pomóc. 

Rozdział 6
- Witamy w Middle Art Gallery, proszę tu jest plan. Życzymy miłego zwiedzania.
Budynek był niewielki, 3 sale na każdym z 3 pięter. Przeczytałam program by choć trochę zeznajomić się z tematyką wystawy.
WYSTAWA AROUND THE LAST CENTURY
ZAPRASZAMY DO OBEJRZENIA ORYGINALNYCH PRAC Z DANYCH DEKAD Z OBSZARU CAŁEJ EUROPY ORAZ INNYCH KONTYNENTÓW
Skierowałam się do windy by zacząć zwiedzanie od początku. W sali o czerwono krwistych ścianach znajdowały się pamiątki z początków XX wieku. Drogie jedwabne suknie pań sięgały za kostki i szczelnie okrywały całe ciało, męskie marynarki miały zabawne prążki. Najlepsze były jednak okrągłe meloniki. Ściany były zajęte przez obrazy inspirowane Picassem oraz pierwsze fotografie. W tle leciała cicha muzyka fortepianowa.
Sala była ogromna mimo, że budynek sprawiał odmienne wrażenie. Tak jak mówiła kobieta, zwiedzających brakowało. W Sali przebywałam tylko z 2 innymi osobami.
Gdy obejrzałam wszystko przeszłam do kolejnego pomieszczenia bocznymi drzwiami.
Lata 20.
Epoka jazzu i śmiałych świecących kreacji. Fortepian w ułamku sekundy został zmieniony na szalenie brzmiącą trąbkę. Czarno białe zdjęcia przedstawiały tańczących ludzi, którzy wyglądali jakby poruszali się w rytm wysłuchiwanej przeze mnie melodii. Niesamowite doznanie.
Usiadłam na wyściełanej brązową skórą ławce i podziwiałam fotografie, nie chcąc wyjść z tej sali. Zagłębiałam się po kolei w każdej. Słyszałam wręcz stukot pantofli o dębowy parkiet, zalotne kobiece śmiechy.
- Przepraszam
Głos znad mojej głowy przywrócił mnie na ziemię. Z oszołomienia poderwałam rękę do góry czując, że trafia w czyjś policzek.
- Auu
- Ojej, przepraszam. Nic ci się nie stało?
- Nie, w końcu od policzka się nie umiera.
Nade mną stał młody chłopak, trzymający rękę przy klepniętym policzku. Stwierdziłam, że moim obowiązkiem jest mu choć odrobinę pomóc. Wymacałam z torebki moją metalową puderniczkę. Chciałam mu ją podać, ale było małe ale. Nie zauważyłam jaki jest wysoki. Miał ponad 2 metry wzrostu. Nie wiele myśląc wspięłam się na ławkę by się z nim zrównać i przyłożyłam puderniczkę do rożowiótkiego policzka. Oczywiście ludzie patrzyli na nas jak na eksponat.
- Lepiej? – spytałam
Niechętnie przyznał:
- Tak – widać było, że chciał pokazać jaki jest twardy – Kurcze, dziewczyno gdzie ty się nauczyłaś tak tłuc? Chyba nie w szkole baletowej.
Zaśmiałam się.
- Nie. Natura.
Po paru minutach po różowym placuszku nie było już śladu.
- Cóż, dzięki – powiedział
- Drobiazg
- A teraz czy mogłabyś się przesunąć?
Zdziwiona tym pytaniem zrobiłam minę głupiego dziecka.
- Ławka, na której stoisz, stoi na kablu od lampy, którą mam naprawić.
Pośpiesznie zeszłam na podłogę. On zabrał się do pracy. Spytałam się:
- Więc tu pracujesz? Nie pomyślałabym. – zabrzmiało to tak jakbym się wywyższała.
Odwrócił do mnie głowę.
- A ty jesteś zapchloną egocentryczką? Nie pomyślałabym.
Zaczerwieniłam się zła, że tak to wyszło.
- Przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć. – usiadłam na przesuniętej ławce.
Chłopak nie oderwał wzroku od pracy. Był uparty. Ale na pewno nie tak jak ja. Miałam jeszcze czas i mogłam poczekać.
■■■
Minęło prawie pół godziny zanim skończył. Spojrzał na mnie dopiero gdy odłożył narzędzia.
- Jeszcze tu jesteś? – zapytał zaskoczony
Wzruszyłam ramionami.
- Chciałam się upewnić czy mi wybaczysz.
Uśmiechnął się smutno, patrząc w podłogę.
- Nie ma sprawy. Naprawdę.
- Super – odparłam i zdałam sobie sprawę, że przez to wydarzenie nie skończyłam nawet zwiedzać. Na dodatek była prawie 19.00.
Zaklęłam cicho pod nosem, a chłopak zauważył to.
- Co się stało?
Pokręciłam z niedowierzania głową. Spojrzałam spode łba, chcąc wzbudzić w nim wyrzuty sumienia.
- Przez ciebie moje zwiedzanie to kompletna klapa.
Zaczął się śmiać.
- Przykro mi. Może następnym razem.
- Jak na ciebie nie wpadnę?
- To raczej mało prawdopodobne. Tutaj co chwilę coś się psuje i potrzebny jest konserwator.
Więc tu nie wrócę, pomyślałam. Chwyciłam torbę.
- Mogę Ci najwyżej zaproponować wspólne zwiedzanie. – dokończył.
Jeżeli myślał, że się zgodzę na coś takiego po pół godzinie czekania, aż on łaskawie się odezwie to był w błędzie.
- Spasuje – odpowiedziałam.
- Mhhh… – celowo przedłużał swoją dziwnie zaczętą wypowiedź by zwrócić moją uwagę – Wrócisz. Za bardzo ci się tutaj spodobało.
Ten chłopak był tak pewny tego co powiedział, że strasznie mnie rozdrażnił. Nie tym, że teraz to on stał na piedestale, zadzierał nosa i był panem sytuacji, ale dlaczego, że miał rację.
Wytrącona już kompletnie z równowagi opuściłam salę żałując każdej straconej tutaj chwili.
Co za bałwan.
Głupek.
Niewdzięczny palant.
Wcisnęłam przycisk przy windzie.
Otrząsnęłam się moment później, gdy zdałam sobie sprawę, że zachowuję się jak głupia małolata. Sama nie wierzyłam, ale naszły mnie wątpliwości. Miałam jeszcze 2 dni beztroski i nie było mowy bym znalazła drugie takie miejsce.
Dzwonek. Winda przyjechała.
A ja ruszyłam do drzwi.
- Przyjdę jutro o 10.00! – wrzasnęłam zwracając uwagę 3 zwiedzających.
On rozpostarł ręce.
- Klient nasz pan.
Ludzie są tacy zaskoczeni, kiedy nagle zaczynasz postępować z nimi tak, jak oni z tobą.


~~~
Carmen 

2 komentarze:

  1. Brak słów. Piękne. I co to za chłopak na koniec się pojawił?

    OdpowiedzUsuń