niedziela, 10 kwietnia 2016

Life Support - część 7



12.
Nadszedł dzień pierwszego konkursu indywidualnego. Cała kadra krzątała się od rana po hotelu, zbierając sprzęt. Lizzy w tym nie uczestniczyła, dlatego zaraz po śniadaniu wymknęła się na górę, by chwilę odpocząć przed wyjazdem na skocznię.
Ona i Gregor byli też oczywiście tematem numer jeden podczas rannego posiłku. Wszyscy wypytywali Lizzy o każdą możliwą rzecz, nawet o iście absurdalne.
Jak to się zaczęło? 
Kiedy się poznaliście?
Jak się będą nazywać wasze dzieci? 
Lizzy osobiście to nie bawiło. Krótko i zwięźle udzielała odpowiedzi, by jak najszybciej móc wyjść. Zanim jednak to uczyniła, otrzymała plan dnia.

1. 10.00 – spotkanie terapeutyczne z Lindą Grongstad i reprezentacją 
2. 13.00 – krótka terapia przed konkursem indywidualnym

Lizzy nie była zdziwiona zawartością tej kartki, dostrzegła jednak notatkę na dole kartki, ręcznie napisaną. 

Sesja w cztery oczy z K. G.

Lizzy nie musiała się zastanawiać, by wiedzieć, że to pismo Lindy. Czyli ich konflikt narastał. Jej szefowa chciała temu zaradzić. Lizzy też była na to gotowa, ale Kenneth nie.
„Pozwól mi się poznać. Proszę.”
Czuła jednak, że to nie będzie takie łatwe.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie mam czasu?
- Chwilę się ugra
- Potworze jeden... za 15 minut mam sesję.
- To jeszcze kwadrans czasu – wolnego i możliwie dobrze spędzonego – Gregor od 5 minut nie dawał Lizzy spokoju.
- A niby gdzie jesteś, że sądzisz, że te 15 minut można właściwe wykorzystać? – zawołała do telefonu 
- Mogę za chwilę być obok ciebie, jeśli tylko chcesz – powiedział, czarując ja głosem.
- Wątpię. Myślę, że dostanie się tu zajmie co najmniej 10 minut cennego czasu – zripostowała
- ... A ja nie! –  zakrzyknął, stając w progu pokoju, gdzie odbywać się miała sesja. Tam właśnie znalazł Lizzy.
- Ty cwany, kombinacie... – odparła, udając oburzenie. Chwilę potem stała, owinięta w tali jego rękami. – To co chcesz robić? 
- Przyniosłem ci kurtkę – podniósł z podłogi jej służbowy strój, obklejony logami.
- Znowu będziesz mnie gdzieś ciągać? – zapytała ze zmęczeniem 
Zaśmiał się tym swoim cudownym, pociągającym głosem.
- Trafne określenie. Ale na twoje szczęście – Nie. Chodź.
Lizzy nie lubiła nie znać sytuacji, w której się znajduje dlatego z wielkim oporem wykonała polecenie swojego chłopaka.
Po momencie wyszli na korytarz.
- Gdzie idziemy? – spytała zdeterminowana, by poznać odpowiedź
- Na zewnątrz 
„Dużo mi to mówi.”
- Szczegóły proszę 
Ale Gregor nie zdążył nic powiedzieć bo wyszli przed budynek. Tam stały małe drewniane saneczki. Takie jakimi ścigają się dzieci.
- Co to? – Nie rozumiała nic a nic 
- Mała niespodzianka. Jak ci się podoba moja furka?
Przewróciła oczami z politowaniem.
- Te małe saneczki to wszystko na co Cię stać? Powinieneś wiedzieć, że laski lecą na auto. – zadarła brodę do góry, udając wyższość
- O nie... Czyli takim drapakiem nie będziesz się chciała przejechać? – spytał Gregor 
Lizzy wyszczerzyła zęby. 
- Jednorazowo mogę ci zrobić tę przyjemność
Schlieri ujął jej dłoń.
- Zapraszam na pokład
W zasadzie „pokładzik”, który był tak mały, że aby się na nim zmieścić musieli się do sobie tulić. Nie było to jednak dla nich trudne.
Ustawili sanki na szczycie pobliskiej górki, a gdy mieli z niej zjechać żołądek podszedł Lizzy do gardła. Za parę chwil mieli zjechać po praktycznie pionowej powierzchni na dół, zupełnie jak na rollercosterze. Przerażona zacisnęła ręce na ramionach Gregora.
Natychmiast zareagował.
- Boisz się? 
- Może troszkę... – Nie wiedziała dlaczego aż tak bardzo się boi. Zazwyczaj wysokość ją nie przerażała.
- Masz lęk wysokości? – spytał, a zarazem stwierdził fakt. Tyle, że nieprawdziwy.
- Nie! – odpowiedziała natychmiast. Gdyby tak było, nigdy nie odważyłaby wejść na pomost dla trenerów. Przerażała ją jedna wysokość na dziesięć. Dodatkowo nie zawsze były one duże. – Spokojnie, już mi lepiej. Jedziemy! 
Wziął jej rękę i puścił sanki do przodu.
Lizzy dla uspokojenia zaczęła śpiewać w głowie.
„It was a crush
But I couldn't, couldn't get enough
It was a rush
But I gave it up...”
I sanki ruszyły.
Nie słyszała swojego krzyku bo go nie wydawała, zamiast tego nie mogła z siebie nic wykrztusić bo jej żołądek wyleciałby przez usta. Najlepsze co mogła zrobić to trwać w bezruchu dopóki nie zjadą.
Udało jej się to. Po zjeździe czuła się jak nowonarodzona.
- Jestem z ciebie dumny – wyszeptał Gregor
Lizzy zaczerpnęła powietrza i chciała się do niego odwrócić. Ale saneczki były za małe i po momencie wyklepali się w pięknym stylu.
- Zobacz co zrobiłaś – powiedział przez śmiech
- Gniewasz się? – zapytała słodko
Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. Ona zatonęła  w jego wargach i przytuliła, by dystans między nimi zniknął. Gregor ułożył rękę na jej plecach i położył Lizzy na śniegu. Jej włosy były posklejane od białego puchu. Jemu jakby to wcale nie przeszkadzało i dalej wdzierał się do jej ust, a ona mu to ułatwiała, oczekując, że on zrobi to samo względem jej.
Leżeli tak i się całowali parę minut. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z upływającego czasu.
Aż nagle zadzwonił telefon Lizzy. 
- Halo – powiedziała nieprzytomnie 
- Lizzy, gdzie jesteś? – usłyszała głos Lindy po drugiej stronie
Chwilę nie mogła zrozumieć całej sytuacji i po prostu milczała z aparatem przy uchu. Potem dotarło do niej o co pyta przełożona. Spojrzała na zegarek. Wskazywał 10.04.
- O nie! Przepraszam... Ja... Już, już idę – rozłączyła się i pognała w stronę budynków.

- Jestem! – rzuciła, gdy tylko przekroczyła próg sali. Byli już na niej wszyscy i jak widać długo czekali. Zaczęli się jej przyglądać. Mokra od stóp do głów budziła wiele podejrzeń o to czym się zajmowała.
- Mówiłem – powiedział Anders dosyć głośno 
- Och, kurde – odpowiedział Daniel. Następnie wyjął ze spodni banknot 100 koronowy i podał Fannemelowi.
Lizzy nie musiała być geniuszem, by wiedzieć o co się założyli. Przemilczała to jednak i usiadła obok Lindy.
- Wspaniale – powiedziała psycholożka – Możemy zaczynać. Chciałam dzisiaj poruszyć kwestię waszych ideałów. Zakładam, że każdy z was ma kogoś na kim się wzoruje.
- Taki strzelec na niebie – dodał Tande
- Na przykład. Ale mnie bardziej interesuje, kim konkretnie wasz autorytet 
Na moment zapanowała cisza. Jedni zastanawiali się jak udzielić odpowiedzi, inni jak jej uniknąć.
Lizzy studiując po ich twarzach wiedziała, że pierwszy jak zawsze wypowie się Daniel.
To po momencie zrobił. 
- Mam wiele wzorców. To zależy o czym mówimy. Ale... gdybym miał wybrać jednego byłby to mój ojciec.
- Możesz sprecyzować dlaczego? 
- Bo od dziecka wspierał mnie w każdej głupocie, która była z góry skazana na porażkę. Dodatkowo nigdy nie kłamał mi w żywe oczy tylko zawsze był szczery, jak robiłem coś nie tak. Miałem szczęście. – Tande mówił z dumą o swoim tacie, jakiej Lizzy wcześniej nie miała okazji usłyszeć.
Daniel. Zżyty z rodziną.
Linda wzruszyła się tym, ale oczywiście wszystko ukryła pod maską profesjonalistki. Chłopaki w odróżnieniu od niej głośno westchnęli.
- A pozostali? – spytała Linda 
- Ja... – podniósł rękę Johann - ... chciałbym być taki jak Anders Jacobsen. Chciałbym skakać jak on.
Chwilę po nim zgłosił się Anders. 
- Ja mam wielu idoli, których miałem za autorytety. Ale uważam tak jak Daniel, że tym największym jest ojciec.
Linda pokiwała głową z zadowolenia i zapisała coś szybko tak jak Lizzy.
Johann. Dąży do sukcesu.
Anders. Umie przyznać rację innym.
Cudownie. 
Została jedna osoba, która unikała spojrzenia wszystkich. Lizzy i chłopaki zaczęli znacząco na niego patrzeć, oczekując udzielenia odpowiedzi. Jednakże nie od dziś było wiadome, że jest to człowiek z ciężkim charakterem i jak chce to nie odpowie.
Do tej pory jednak ignorował tylko Lizzy, nie Lindę. Dziewczyna domyśliła się, że coś jest na rzeczy i czekała na reakcję swojej przełożonej. Ta wzięła głęboki oddech i zwróciła się do Gangnesa:
- Kenneth, nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz.
Lizzy była zdziwiona takim obrotem wydarzeń.
- Nie. To nie problem. – odpowiedział spokojnie – Ja po prostu nie mam wzorców.
- No co ty stary. – powiedział Forfang – Na pewno...
- Nie mam.
Stażystce nie mieściło się to w głowie. Co miało to wszystko znaczyć? 
Domyśliła się jednego.
To był jego sekret.

~~~
Carmen 

6 komentarzy:

  1. Karty powoli zaczynają się odkrywać. Podoba mi się, że to wszystko trwa tak długo, ponieważ to pokazuje jak bardzo Kenny jest zamknięty w sobie, jak bardzo się boi.
    Mimo, że uwielbiam Gregora, w tym opowiadaniu przypadła mu rola dość... Nie zbyt fajna. Widzę Lizzy i Kennetha razem, a narazie Greg jest jej chłopakiem.
    Pozdrawiam, Lara :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci i mam nadzieję, że kolejne części też będą ci się podobać :)

      Usuń
  2. Chce jeszcze!!! Dlaczego urwałaś w takim momencie? XD
    Z ogrooooomną niecierpliwością czekam na kolejną publikacje!! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jak najszybciej będę mogła. Bardzo ci dziękuję za miłe słowa :*

      Usuń
  3. Dopiero co weszłam na stronę i juz mam 2 fragmenty do przeczytania. Powoli powoli dochodzimy do rozwiązania tajemnicy Gangnesa. Lizzy jest świetna. Jednym słowem Wspaniałe. xxx

    OdpowiedzUsuń