poniedziałek, 21 marca 2016

Nowy Początek - część 2



 

 NA UCZELNI TRZY LATA WCZEŚNIEJ

- O mój Sebastianie ja tu zdechnę – tak dobrze zgadliście. Nie ! Co to nie ja, nie to była oczywiście Tośka. Narzekająca na wykład o prawie A konkretnie prawie cywilnym ale, ona się nie zna. To wszystko jest szalenie interesujące i ciekawe choć tak między nami nie mogę się już doczekać prawdziwego przypadku, jakiegoś procesu.
- Jak to może cię interesować kiedy to są takie nudy. – Tośka patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Dziewczyny zrywamy się  stąd co wy na to? – zaproponował Andy.
- Andy to chyba cud ale, tak i to jak najszybciej.
- Nie wierze w to co słyszę. – powiedziałam szczerze zdziwiona oni się ze sobą zgadzają. Trzeba to zapisać na kominie nie to nie wystarczy na szybie.
- To umie mówić szok a, nie tylko patrzeć   i słuchać z nabożnym wręcz uwielbieniem.- powiedział Andy myśląc że, przypodoba się Tośce obrażając mnie ale że ,to tylko facet to...
- Zwariowałeś ty, słyszałaś ?! On oszalał to ty ledwo co umiesz mówić! Pamiętasz jak spotykałeś się z tą rudą jak jej tam?...

- Rozalia – subtelnie podpowiedziałam  nie przeczuwając że, zaraz rozpęta się piekło.

-  No właśnie i na Sylwestra kiedy przyszła  praktycznie naga. Ty taki zawsze wygadany, pewny siebie, nagle nie umiałeś wykrztusić żadnego słowa taki byłeś malutki.
- Tak ja po prostu doceniłem jej wdzięki ona była przynajmniej prawdziwą kobietą nie tak jak...
- Jak kto to powiedź to jak kto!
- I znowu to samo.- westchnęłam.
- Jak ty wieczne ubierająca się jak do biura walcząca o prawa kobiet,  feministka i to na imprezę,  chyba że pożyczysz od kogoś kieckę.

- Feministka, feministka pff ja przynajmniej znam swoją godność a  ty ?

- Już, już bo się pozabijacie a ,wtedy naprawdę będziemy rozpatrywać sprawę w sądzie tylko że, w karnym już już spokojnie . Koniec dzieci
- Co ?– wykrzyknęli równocześnie.
W PARYŻU W FIRMIE
- Proszę pana, naprawdę nie powinien pan się tak denerwować. Mamy nagranie że, pańska żona dopuściła się zdrady mamy świadków mamy ?
- Nie jestem przekonany pani nie zna mojej żony, jak ona się na coś uprze to tak musi być.
- Ale pana żona nie zna mnie.  Jestem na 98 procent pewna że, wygramy tą sprawę spokojnie.
- Przekonała mnie pani chyba ale, ja po prostu bardzo kocham Rozalkę i chcę żeby mieszkała ze mną ale, wiem że to matki dostają pełne prawo do opieki nad dzieckiem.
- Zazwyczaj tak ale ,nie zawsze.
- Przepraszam że ,przeszkadzam .– to była Sophia sekretarka.
- Słucham?
- Szef cię wzywa.
- Teraz nie mogę rozmawiam z klientem.,
- To pilne.
- Dobrze, panie Jean jak widzi pan musimy już kończyć ale ,naprawdę proszę być dobrej myśli .Au revoir.
- Mam się bać?- spytałam się Sophi.
- Ja nic nie wiem ale ,na twoim miejscu poszłabym szybciej. Znają mojego wujka to nie będzie miła rozmowa.
W kancelarii Pedro pracowałam od niedawna, sprawa o prawo do opieki nad 5 letnią Rozalią była pierwszą samodzielną. Jeszcze jej ani nie przegrałam żeby, usłyszeć słowa krytyki ani jej nie wygrałam żeby, dostać premię. No dobra bądźmy szczerzy, wtedy pewnie by mi dobrego słowa nie powiedział zatem musiałam zrobić coś źle ale ,nie mam pojęcia co. Do biura Pedro szłam na ciężkich kolana .Był osobą budzącą duży autorytet przy tym jednak surową wymagającą i ani trochę sympatyczną więc, przyznajcie miałam powody być zaniepokojoną również jego wygląd budził rezerwę ponieważ, był bardzo wysoki ,miał nienaganną sylwetkę wręcz atlety.
Kiedy weszłam do pokoju pierwsze co usłyszałam to :
- Spóźniłaś się wiesz że, każda minuta to setki tysięcy.
- Przepraszam miałam klienta.
- Siada.j-nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem wskazał tylko na krzesło i powrócił do swoich papierów. Dopiero po paru minutach stwierdził że, chyba już wystarczająco czekam i zaczął ze mną rozmawiać.
- Pracujesz tu od niedawna i może jeszcze nie znasz do końca zasad tu panujących. Po pierwsze nie spóźniamy się, po drugie najważniejsze jest dobro klienta ale ,z tego co wiem od Jeana który, jest moim przyjacielem dobrze prowadzisz jego sprawę więc nie mam zastrzeżeń i ostatnie, dopiero doświadczeni pracownicy mogą wybierać czy chcą prowadzić sprawę spadkową cywilną czy karną .Ty jeszcze nie możesz bo nic tu nie osiągnęłaś więc, nie rozumiem dlaczego odrzuciłaś ta sprawę.- mówiąc to rzucił na stół papiery sprawy karnej którą ,ostatni przekazałam innemu pracownikowi kancelarii.
- Coś ci się w tej sprawie nie podoba ? Miejsce a może czas kiedy to wydarzenie było co?

- Nie. – odpowiedziałam jak na rozmowie u dyrektora na dywaniku.

- W takim razie czegoś nie rozumiem. Jedynym warunkiem dlaczego nie mogłabyś poprowadzić tej sprawy to pokrewieństwo z klientem ale, ty nie masz tu rodziny więc przyjmiesz tą sprawę rozumiemy się.
- Tak. – mówiąc to wzięłam z niepokojem papiery mojej nowej sprawy i jako że ,wyglądało że, Pedro skończył tą rozmowę wyszłam z jego gabinetu wcześniej jeszcze mówiąc do widzenia.
Kiedy szłam korytarze i przeglądałam papiery tej sprawy jednocześnie czytając opinie techników. zeznania świadków, wiedziałam już że będzie to ciężka sprawa na którą, zdecydowanie nie byłam gotowa. Budziła złe skojarzenia z przeszłością a ,kiedy spojrzałam na zdjęcie które było dołączone. Momentalnie zakręciło mi się w głowie nim zdążyłam się oprzeć o ścianę przed moimi oczami staną tamten dzień a, potem już tylko ciemność i nie widziałam ani nie czułam już nic.

PRZED UCZELNIĄ

- Zacznijcie się wreszcie do siebie odzywać. Nie mogę już tego znieść, no już Andy, Tośka rączki na zgodę całusek przytulas.- oni jednak ciągle się do siebie nie odzywali .- No wiecie  się ogarnijcie. – totalna cisza- Jak zaraz nie zaczniecie gadać to obiecuje że ,zacznę się drzeć na całe gardło na środku placu zrozumieliście. – nie zrobiło to na nich takiego wrażenia jak oczekiwałam więc, chcąc nie chcąc musiałam spełnić swoją groźbę bo ,doprowadzali mnie do białej gorączki.
-Sami tego chcieliście .–powiedziałam im rzucając mordercze spojrzenie zbiegając po schodach uczelni i już miałam zacząć krzyczeć, gdy moim oczom okazał się ogromny transparent. SŁONECZKO KOCHAM CIĘ !!!!!  –wiszący na ścianie najbliższego budynku, a  na dole było napisane twój Jeremi.   Do tego jeszcze w moich ulubionych kolorach :napis był czerwony a tło szare muszę przyznać że ,zrobił nie małe zamieszanie grupka gapiów była dość spora i większość z nich robiła zdjęcia zaczęłam szukać go wzrokiem bo, jedyne na co miałam ochotę to rzucić się na niego z piskiem i go mocno przytulić. A potem wytargać porządnie za uszy bo ,nienawidzę publicznego ostacyjnego okazywania uczuć jednak on jakby to przewidując nie pojawił się osobiście tylko ,dostrzegłam Radka.
- Nie wrzesz na mnie .– Radek  jakby przeczuwając co chce zrobić zakrywał się rękoma. – Ja tylko mam przekaż wiadomość od naszego Romeo.
- Czekam.- westchnęłam zdegustowana.
- Od razu zastrzegam że, to nie są moje słowa ja tylko cytuje naszego bezmyślnego bracha.
  • Słoneczko, tak wiele chcę ci powiedzieć ale ,nie wiem jak .Nie wiem co mam zrobić żeby, wyrazić co dla mnie znaczysz. Mam nadzieję że ,te drobne gesty w jakiś mały sposób pokażą jak jesteś dla mnie ważna i będą najlepszym prezentem na naszą pierwszą ale, nie ostatnią rocznicę, twój Jeremi .
- Nie wiem co mam powiedzieć.-muszę być szczera zatkało mnie i to totalnie Jeremi miał dopracowany co do szczegółów dzień naszej rocznicy, a ja o niej całkowicie zapomniałam.
- O Boże Radek to było piękne-. to była podekscytowana Tośka.
- Czy ja wiem raczej takie ...– powiedział Radek.
- Nie znasz się to było piękne i ten wielki transparent .On cię musi bardzo kochać ty szczęściaro .
-Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłam,-  powiedziałam drżącym głosem .
- Widzicie, wzruszyła się nie ma dziwne ale, nie płacz bo się rozmażesz i będziesz brzydko wyglądać no już a właściwie to jaki masz prezent ?
- Prezzzzzent ????
-Nie mów że, zapomniałaś nie mogłaś zapomnieć o waszej pierwszej rocznicy .Nie gadaj !
- I to podobno faceci są nieczuli i zapominalscy.
- Radek jeszcze słowo i ci coś zrobię obiecuję.- groziła swojemu własnego bratu Tośka.
- No właśnie to niby kobiety mają większą wrażliwość. Są bardziej delikatne a ,wychodzi na to że to tylko bla bla bla bzdury i nic więcej.
Dla Tośki która miała ostatnio te dni było to już za dużo. Niewiele myśląc zamachnęła się swoją czarną torebką ,ważąca bagatella 2 kilo no tak około i walnęła go w sam czubek głowy. Aż Andy silny mężczyzna zaczął krzyczeć a ,Tośka co na to zaczęła się śmiać .Muszę przyznać że wyglądało to tak śmiesznie że ,aż zaczęły mi lecieć łzy z komizmu tej sytuacji gdy, wreszcie wszyscy się uspokoiliśmy Andy przypomniał sobie że z Radkiem mają trening i musieli juz iść ku strasznemu rozczarowaniu Tośki oczywiście.
- Możesz mi powiedzieć jakim cudem zapomniałaś o prezencie dla Jeremiego ? Przecież to jest niemożliwe ,ty taka poukładana zapisująca wszystko skrupulatnie  w kalendarzu więc, o co chodzi ?
- Och Tośka ,Tośka – spojrzała się na mnie wzrokiem  nieznoszącym sprzeciwu więc, nie miałam wyjścia musiałam zacząć mówić.
- Bo chodzi o to że ,Jeremi nie jest miłością mojego życia a, przynajmniej tak mi się wydaje mogę się mylić ale, po prostu to bardziej przyjaciel który, usilnie próbował być kimś więcej i rok temu po jakiś trzech miesiącach kupowania mi codziennie rogalików zgodziłam się na ten związek nie  do końca przekonana.
- To dlaczego z nim nie zerwałaś?
- No bo był, jest miło mam z kim tańczyć ,z kim się spotkać ,wyjść na imprezę i tak wiem nie musisz mówić. Nie na tym polega miłość ale, co ja mam zrobić zerwać z nim w rocznice mam go zranić wystawić na próbę przyjaźń naszej paczki, to mam zrobić?
- Wiesz co masz zrobić i to zrobisz prawda ?
Moja mina najwyraźniej wyrażała raczej dużą niechęć do tego ponieważ, Tośka chwyciła mnie za ramiona i powiedziała- Im dłużej będziesz to ciągnąć tym gorzej a, tu naprawdę nie chodzi o nas. Tylko o ciebie i Jeremiego .To jak z plastrem im dłużej trzymasz tym bardziej boli .

W SZPITALU W PARYŻU

-Nareszcie się pani obudziła. – usłyszałam dobiegający z oddali głos gdy. powoli zaczęłam otwierać zmęczone oczy. Na początku nie widziałam praktycznie nic, tylko zamazane barwy, niewyraźne kształty. Powoli mój wzrok zaczął się przyzwyczajać aż, wreszcie zaczęłam widzieć prawie normalnie. Jednak nie wiele mi to pomogło bo, nie miałam pojęcia gdzie się znajduje. Nagle poczułam że, jakaś kobieta wstrzykuje mi  nieokreślonego pochodzenia substancje nie wiedziałam co to jest, a po moich wcześniejszych doświadczenia ta strzykawka spowodowała że ,zaczęłam się tej kobiecie wyrywać. Jednak ten środek był na tyle mocny i silny że, po minucie ponownie opadłam bezwładna na szpitalne łóżko .
- Proszę pani, proszę pani-. ponownie nieśmiało, otworzyłam oczy jednak teraz nie przeżyłam takiego szoku jak wcześniej. Choć naprawdę miejsce nie było, sprzyjające biała pościel na okropnie nie wygodnym wąskim łóżku, obok mała oparatura z której wystawały poprzyczepiane do mnie kable z kroplówką. Samo pomieszczenie było bardzo małe, panowało w nim ciemność, żaluzje były zasłonięte przez co nie wiedziałam czy to dzień czy noc. Co wcale nie sprzyjało metaforycznemu wróceniu do normy, wręcz przeciwnie .
- Czy pani cokolwiek pamięta? – niewysoko brunetka z włosami zawiązanymi w przysłowiowego kucyka zaczęła zadawać mi pytania.
- Jak się pani nazywa, słyszy mnie pani?
Nie odpowiadałam od razu ponieważ miałam spierzchnięte usta i było mi bardzo słabo i kiedy wreszcie się odezwałam również nie brzmiałam najlepiej .
- Tak, pamiętam jak się nazywam i gdzie mieszkam i jakiego pochodzenia jestem.- Jednak mina pielęgniarki była na tyle sceptyczna że, zaczęłam jej to wszystko wymieniać gdy skończyłam to zapytałam się dla odmiany jej.
- Może mi pani powiedzieć ,co się stało że się tu znalazłam?
- Zemdlała pani w pracy. Karetkę wezwała pracującą tam sekretarka, jednak nie wezwaliśmy nikogo ponieważ ta pani bardzo niewielu informacji nam udzieliła ,ale czy mamy po kogoś bliskiego zadzwonić żeby ,panią jutro odebrał?
- Nie nie !!!! znaczy. – uspokoiłam się. – Nie, dziękuję poradzę sobie sama ale ,dlaczego mam tu zostać do jutra czuję się bardzo dobrze i nie widzę takiej konieczności.
- Pani lekarz prowadzący odpowie na pani resztę pytań zaraz, powinień tu być o już idzie. Dzień dobry panie profesorze.
Profesor miał jak na moje oko około 60 i sprawiał wrażenie jakby był jedną nogą w grobie ale, przynajmniej wyglądał sympatycznie. Wchodząc do sali kiwną na przywitanie do młodej pielęgniarki.
- Obudziła się pani wreszcie.
- Tak ,obudziłam się i panie doktorze ja się czuję znakomicie może mnie pan już wypuścić.
- Nie mogę. Za to mogę panią wysłać na szereg badań aby, stwierdzić dlaczego ,zemdlała pani na tak długo .
- Ale to na pewno nic takiego. To tylko zwykłe przemęczenie proszę mi wierzyć , to nic więcej poza tym ja mam pracę i nie mogę tu tak po prostu leżeć godzinami.
- Proszę pani ,ale to nie było pytanie zasłabła pani i znalazła się w szpitalu dlatego ,wykonamy pani sprawdzające  badania jak już mówiłem siostro. Proszę przygotować pacjentkę.


W KAWIARNI

- Stolik numer 5 ,szarlotka z lodami.- powiedział Givano kucharz w kawiarni w której, pracuję trzy razy w tygodniu. Aby jakoś przeżyć miesiąc za miesiącem chociaż ,dzisiaj zdecydowanie nie było mi na rękę moja zmiana ponieważ przez to nie miałam jak kupić prezentu dla Jeremiego.
- Stolik numer 5, szarlotka z lodami już się robi. –niosłam właśnie zamówienie. Gdy wpadłam na jakiegoś chłopaka, na szczęście zawartość zamówienia na nim nie wylądowała więc, nic się nie stało ale, nie uwierzycie na kogo ja wpadłam a mianowicie na...
- O cześć ,co za miła niespodzianka ale nie mam przy sobie koszuli .
- Nic się nie stało ,skąd mogłeś wiedzieć że tu pracuję a Radek na szczęście nie pytał jeszcze o nią.
-To dobrze i obiecuję że, jak tylko przyjdę do domu to od razu ci ją wyśle przyrzekam na honor mojej ojczyzny.-podniósł charakterystycznie dwa palce jak w harcerstwie.
- Byłeś harcerzem?
- Nie ,nie byłem. – obydwoje się roześmialiśmy
- Co podać ma pan, jakieś specjalne życzenia ?
- A co mi pani, zaproponuje.
- Szczególnie polecam przepyszne ale, to naprawdę niebo w gębie szarlotkę z lodami którą, nasz ukochany kucharz Giordano ma już serdecznie dosyć.
- To w takim razie poproszę szarlotkę z lodami czekoladowymi.
- Fuj czekoladowymi? Jak ty możesz jeść szarlotkę z lodami czekoladowymi!?
- Zjesz raz i się zakochasz mówię ci  .
- Proszę o to twoje danie.- po paru minutach bardzo sceptycznie przyniosłam to jego niebo w gębie . Zupełnie zapominając o Jeremi ,rocznicy po prostu o wszystkim, tak  mnie pochłoną mój  i fasolki znajomy z  parku.
Już miałam wrócić do pracy ponieważ, rozmawianie z klientami nie jest tu tolerowane gdy mnie zatrzymał .
- Ej, zaczekaj musisz to spróbować. I jak?- patrzył na mnie uważnie ,gdy próbowałam ten deser a potem jak z każdą kolejną chwilą na mojej buzi pojawiał się coraz większy uśmiech.
- To jest rewelacyjne miałeś rację.
- A no, właśnie pracujesz tu to się dobrze składa, bo mój kuzyn ma dzisiaj rocznicę i mam przekazać jego dziewczynie prezent tylko zapomniałem jak się nazywa a podobno ma tu etat.
- Wiesz nie wiem ,czy jakaś z dziewczyn obchodzi dzisiaj rocznicę ale kojarzę mniej więcej jak wyglądają ich partnerzy wiec opisz tego kuzyna.- uśmiechnęłam się jeszcze niczego nie świadoma.
- Gra w piłkę, brunet ma na imię Jeremi.
- Czekaj stój jak ma na imię .– mało się nie zachłysnęłam bo właśnie upiłam łyka jego herbaty.
- Jeremi- odpowiedział lekko zaskoczony moją gwałtowna reakcją.
- A to jest ich pierwsza rocznica.
- Tak wiesz już o kim mówię-? spytał uradowany.
- Tak i właśnie na nią patrzysz.

~~~
Caramel 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz