NA UCZELNI TRZY LATA WCZEŚNIEJ
- O
mój Sebastianie ja tu zdechnę – tak dobrze zgadliście. Nie ! Co
to nie ja, nie to była oczywiście Tośka. Narzekająca na wykład o
prawie A konkretnie prawie cywilnym ale, ona się nie zna. To
wszystko jest szalenie interesujące i ciekawe choć tak między nami
nie mogę się już doczekać prawdziwego przypadku, jakiegoś
procesu.
-
Jak to może cię interesować kiedy to są takie nudy. – Tośka
patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
-
Dziewczyny zrywamy się stąd co wy na to? – zaproponował
Andy.
-
Andy to chyba cud ale, tak i to jak najszybciej.
-
Nie wierze w to co słyszę. – powiedziałam szczerze zdziwiona oni
się ze sobą zgadzają. Trzeba to zapisać na kominie nie to nie
wystarczy na szybie.
-
To umie mówić szok a, nie tylko patrzeć i słuchać z
nabożnym wręcz uwielbieniem.- powiedział Andy myśląc że,
przypodoba się Tośce obrażając mnie ale że ,to tylko facet to...
-
Zwariowałeś ty, słyszałaś ?! On oszalał to ty ledwo co umiesz
mówić! Pamiętasz jak spotykałeś się z tą rudą jak jej tam?...
- Rozalia – subtelnie podpowiedziałam nie przeczuwając że, zaraz rozpęta się piekło.
-
No właśnie i na Sylwestra kiedy przyszła praktycznie naga.
Ty taki zawsze wygadany, pewny siebie, nagle nie umiałeś wykrztusić
żadnego słowa taki byłeś malutki.
-
Tak ja po prostu doceniłem jej wdzięki ona była przynajmniej
prawdziwą kobietą nie tak jak...
-
Jak kto to powiedź to jak kto!
- I
znowu to samo.- westchnęłam.
-
Jak ty wieczne ubierająca się jak do biura walcząca o prawa
kobiet, feministka i to na imprezę, chyba że pożyczysz
od kogoś kieckę.
- Feministka, feministka pff ja przynajmniej znam swoją godność a ty ?
-
Już, już bo się pozabijacie a ,wtedy naprawdę będziemy
rozpatrywać sprawę w sądzie tylko że, w karnym już już
spokojnie . Koniec dzieci
-
Co ?– wykrzyknęli równocześnie.
W
PARYŻU W FIRMIE
-
Proszę pana, naprawdę nie powinien pan się tak denerwować. Mamy
nagranie że, pańska żona dopuściła się zdrady mamy świadków
mamy ?
-
Nie jestem przekonany pani nie zna mojej żony, jak ona się na coś
uprze to tak musi być.
-
Ale pana żona nie zna mnie. Jestem na 98 procent pewna że,
wygramy tą sprawę spokojnie.
-
Przekonała mnie pani chyba ale, ja po prostu bardzo kocham Rozalkę
i chcę żeby mieszkała ze mną ale, wiem że to matki dostają
pełne prawo do opieki nad dzieckiem.
-
Zazwyczaj tak ale ,nie zawsze.
-
Przepraszam że ,przeszkadzam .– to była Sophia sekretarka.
-
Słucham?
-
Szef cię wzywa.
-
Teraz nie mogę rozmawiam z klientem.,
-
To pilne.
-
Dobrze, panie Jean jak widzi pan musimy już kończyć ale ,naprawdę
proszę być dobrej myśli .Au revoir.
-
Mam się bać?- spytałam się Sophi.
-
Ja nic nie wiem ale ,na twoim miejscu poszłabym szybciej. Znają
mojego wujka to nie będzie miła rozmowa.
W
kancelarii Pedro pracowałam od niedawna, sprawa o prawo do opieki
nad 5 letnią Rozalią była pierwszą samodzielną. Jeszcze jej ani
nie przegrałam żeby, usłyszeć słowa krytyki ani jej nie wygrałam
żeby, dostać premię. No dobra bądźmy szczerzy, wtedy pewnie by
mi dobrego słowa nie powiedział zatem musiałam zrobić coś źle
ale ,nie mam pojęcia co. Do biura Pedro szłam na ciężkich kolana
.Był osobą budzącą duży autorytet przy tym jednak surową
wymagającą i ani trochę sympatyczną więc, przyznajcie miałam
powody być zaniepokojoną również jego wygląd budził rezerwę
ponieważ, był bardzo wysoki ,miał nienaganną sylwetkę wręcz
atlety.
Kiedy
weszłam do pokoju pierwsze co usłyszałam to :
-
Spóźniłaś się wiesz że, każda minuta to setki tysięcy.
-
Przepraszam miałam klienta.
-
Siada.j-nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem wskazał tylko na
krzesło i powrócił do swoich papierów. Dopiero po paru minutach
stwierdził że, chyba już wystarczająco czekam i zaczął ze mną
rozmawiać.
-
Pracujesz tu od niedawna i może jeszcze nie znasz do końca zasad tu
panujących. Po pierwsze nie spóźniamy się, po drugie
najważniejsze jest dobro klienta ale ,z tego co wiem od Jeana który,
jest moim przyjacielem dobrze prowadzisz jego sprawę więc nie mam
zastrzeżeń i ostatnie, dopiero doświadczeni pracownicy mogą
wybierać czy chcą prowadzić sprawę spadkową cywilną czy karną
.Ty jeszcze nie możesz bo nic tu nie osiągnęłaś więc, nie
rozumiem dlaczego odrzuciłaś ta sprawę.- mówiąc to rzucił na
stół papiery sprawy karnej którą ,ostatni przekazałam innemu
pracownikowi kancelarii.
-
Coś ci się w tej sprawie nie podoba ? Miejsce a może czas kiedy to
wydarzenie było co?
- Nie. – odpowiedziałam jak na rozmowie u dyrektora na dywaniku.
- W
takim razie czegoś nie rozumiem. Jedynym warunkiem dlaczego nie
mogłabyś poprowadzić tej sprawy to pokrewieństwo z klientem ale,
ty nie masz tu rodziny więc przyjmiesz tą sprawę rozumiemy się.
-
Tak. – mówiąc to wzięłam z niepokojem papiery mojej nowej
sprawy i jako że ,wyglądało że, Pedro skończył tą rozmowę
wyszłam z jego gabinetu wcześniej jeszcze mówiąc do widzenia.
Kiedy
szłam korytarze i przeglądałam papiery tej sprawy jednocześnie
czytając opinie techników. zeznania świadków, wiedziałam już że
będzie to ciężka sprawa na którą, zdecydowanie nie byłam
gotowa. Budziła złe skojarzenia z przeszłością a ,kiedy
spojrzałam na zdjęcie które było dołączone. Momentalnie
zakręciło mi się w głowie nim zdążyłam się oprzeć o ścianę
przed moimi oczami staną tamten dzień a, potem już tylko ciemność
i nie widziałam ani nie czułam już nic.
PRZED UCZELNIĄ
-
Zacznijcie się wreszcie do siebie odzywać. Nie mogę już tego
znieść, no już Andy, Tośka rączki na zgodę całusek przytulas.-
oni jednak ciągle się do siebie nie odzywali .- No wiecie
się ogarnijcie. – totalna cisza- Jak zaraz nie zaczniecie gadać
to obiecuje że ,zacznę się drzeć na całe gardło na środku
placu zrozumieliście. – nie zrobiło to na nich takiego wrażenia
jak oczekiwałam więc, chcąc nie chcąc musiałam spełnić swoją
groźbę bo ,doprowadzali mnie do białej gorączki.
-Sami
tego chcieliście .–powiedziałam im rzucając mordercze spojrzenie
zbiegając po schodach uczelni i już miałam zacząć krzyczeć, gdy
moim oczom okazał się ogromny transparent. SŁONECZKO KOCHAM CIĘ
!!!!! –wiszący na ścianie najbliższego budynku, a
na dole było napisane twój Jeremi. Do tego jeszcze w
moich ulubionych kolorach :napis był czerwony a tło szare muszę
przyznać że ,zrobił nie małe zamieszanie grupka gapiów była
dość spora i większość z nich robiła zdjęcia zaczęłam szukać
go wzrokiem bo, jedyne na co miałam ochotę to rzucić się na niego
z piskiem i go mocno przytulić. A potem wytargać porządnie za uszy
bo ,nienawidzę publicznego ostacyjnego okazywania uczuć jednak on
jakby to przewidując nie pojawił się osobiście tylko ,dostrzegłam
Radka.
-
Nie wrzesz na mnie .– Radek jakby przeczuwając co chce
zrobić zakrywał się rękoma. – Ja tylko mam przekaż wiadomość
od naszego Romeo.
-
Czekam.- westchnęłam zdegustowana.
-
Od razu zastrzegam że, to nie są moje słowa ja tylko cytuje
naszego bezmyślnego bracha.
- Słoneczko, tak wiele chcę ci powiedzieć ale ,nie wiem jak .Nie wiem co mam zrobić żeby, wyrazić co dla mnie znaczysz. Mam nadzieję że ,te drobne gesty w jakiś mały sposób pokażą jak jesteś dla mnie ważna i będą najlepszym prezentem na naszą pierwszą ale, nie ostatnią rocznicę, twój Jeremi .
-
Nie wiem co mam powiedzieć.-muszę być szczera zatkało mnie i to
totalnie Jeremi miał dopracowany co do szczegółów dzień naszej
rocznicy, a ja o niej całkowicie zapomniałam.
-
O Boże Radek to było piękne-. to była podekscytowana Tośka.
-
Czy ja wiem raczej takie ...– powiedział Radek.
-
Nie znasz się to było piękne i ten wielki transparent .On cię
musi bardzo kochać ty szczęściaro .
-Nie
wiem, czym sobie na to zasłużyłam,- powiedziałam drżącym
głosem .
-
Widzicie, wzruszyła się nie ma dziwne ale, nie płacz bo się
rozmażesz i będziesz brzydko wyglądać no już a właściwie to
jaki masz prezent ?
-
Prezzzzzent ????
-Nie
mów że, zapomniałaś nie mogłaś zapomnieć o waszej pierwszej
rocznicy .Nie gadaj !
-
I to podobno faceci są nieczuli i zapominalscy.
-
Radek jeszcze słowo i ci coś zrobię obiecuję.- groziła swojemu
własnego bratu Tośka.
-
No właśnie to niby kobiety mają większą wrażliwość. Są
bardziej delikatne a ,wychodzi na to że to tylko bla bla bla bzdury
i nic więcej.
Dla
Tośki która miała ostatnio te dni było to już za dużo. Niewiele
myśląc zamachnęła się swoją czarną torebką ,ważąca
bagatella 2 kilo no tak około i walnęła go w sam czubek głowy. Aż
Andy silny mężczyzna zaczął krzyczeć a ,Tośka co na to zaczęła
się śmiać .Muszę przyznać że wyglądało to tak śmiesznie że
,aż zaczęły mi lecieć łzy z komizmu tej sytuacji gdy, wreszcie
wszyscy się uspokoiliśmy Andy przypomniał sobie że z Radkiem mają
trening i musieli juz iść ku strasznemu rozczarowaniu Tośki
oczywiście.
-
Możesz mi powiedzieć jakim cudem zapomniałaś o prezencie dla
Jeremiego ? Przecież to jest niemożliwe ,ty taka poukładana
zapisująca wszystko skrupulatnie w kalendarzu więc, o co
chodzi ?
-
Och Tośka ,Tośka – spojrzała się na mnie wzrokiem
nieznoszącym sprzeciwu więc, nie miałam wyjścia musiałam zacząć
mówić.
-
Bo chodzi o to że ,Jeremi nie jest miłością mojego życia a,
przynajmniej tak mi się wydaje mogę się mylić ale, po prostu to
bardziej przyjaciel który, usilnie próbował być kimś więcej i
rok temu po jakiś trzech miesiącach kupowania mi codziennie
rogalików zgodziłam się na ten związek nie do końca
przekonana.
-
To dlaczego z nim nie zerwałaś?
-
No bo był, jest miło mam z kim tańczyć ,z kim się spotkać
,wyjść na imprezę i tak wiem nie musisz mówić. Nie na tym polega
miłość ale, co ja mam zrobić zerwać z nim w rocznice mam go
zranić wystawić na próbę przyjaźń naszej paczki, to mam zrobić?
-
Wiesz co masz zrobić i to zrobisz prawda ?
Moja
mina najwyraźniej wyrażała raczej dużą niechęć do tego
ponieważ, Tośka chwyciła mnie za ramiona i powiedziała- Im dłużej
będziesz to ciągnąć tym gorzej a, tu naprawdę nie chodzi o nas.
Tylko o ciebie i Jeremiego .To jak z plastrem im dłużej trzymasz
tym bardziej boli .
W SZPITALU W PARYŻU
-Nareszcie
się pani obudziła. – usłyszałam dobiegający z oddali głos
gdy. powoli zaczęłam otwierać zmęczone oczy. Na początku nie
widziałam praktycznie nic, tylko zamazane barwy, niewyraźne
kształty. Powoli mój wzrok zaczął się przyzwyczajać aż,
wreszcie zaczęłam widzieć prawie normalnie. Jednak nie wiele mi to
pomogło bo, nie miałam pojęcia gdzie się znajduje. Nagle poczułam
że, jakaś kobieta wstrzykuje mi nieokreślonego pochodzenia
substancje nie wiedziałam co to jest, a po moich wcześniejszych
doświadczenia ta strzykawka spowodowała że ,zaczęłam się tej
kobiecie wyrywać. Jednak ten środek był na tyle mocny i silny że,
po minucie ponownie opadłam bezwładna na szpitalne łóżko .
-
Proszę pani, proszę pani-. ponownie nieśmiało, otworzyłam oczy
jednak teraz nie przeżyłam takiego szoku jak wcześniej. Choć
naprawdę miejsce nie było, sprzyjające biała pościel na okropnie
nie wygodnym wąskim łóżku, obok mała oparatura z której
wystawały poprzyczepiane do mnie kable z kroplówką. Samo
pomieszczenie było bardzo małe, panowało w nim ciemność, żaluzje
były zasłonięte przez co nie wiedziałam czy to dzień czy noc. Co
wcale nie sprzyjało metaforycznemu wróceniu do normy, wręcz
przeciwnie .
-
Czy pani cokolwiek pamięta? – niewysoko brunetka z włosami
zawiązanymi w przysłowiowego kucyka zaczęła zadawać mi pytania.
-
Jak się pani nazywa, słyszy mnie pani?
Nie
odpowiadałam od razu ponieważ miałam spierzchnięte usta i było
mi bardzo słabo i kiedy wreszcie się odezwałam również nie
brzmiałam najlepiej .
-
Tak, pamiętam jak się nazywam i gdzie mieszkam i jakiego
pochodzenia jestem.- Jednak mina pielęgniarki była na tyle
sceptyczna że, zaczęłam jej to wszystko wymieniać gdy skończyłam
to zapytałam się dla odmiany jej.
-
Może mi pani powiedzieć ,co się stało że się tu znalazłam?
-
Zemdlała pani w pracy. Karetkę wezwała pracującą tam sekretarka,
jednak nie wezwaliśmy nikogo ponieważ ta pani bardzo niewielu
informacji nam udzieliła ,ale czy mamy po kogoś bliskiego zadzwonić
żeby ,panią jutro odebrał?
-
Nie nie !!!! znaczy. – uspokoiłam się. – Nie, dziękuję
poradzę sobie sama ale ,dlaczego mam tu zostać do jutra czuję się
bardzo dobrze i nie widzę takiej konieczności.
-
Pani lekarz prowadzący odpowie na pani resztę pytań zaraz,
powinień tu być o już idzie. Dzień dobry panie profesorze.
Profesor
miał jak na moje oko około 60 i sprawiał wrażenie jakby był
jedną nogą w grobie ale, przynajmniej wyglądał sympatycznie.
Wchodząc do sali kiwną na przywitanie do młodej pielęgniarki.
-
Obudziła się pani wreszcie.
-
Tak ,obudziłam się i panie doktorze ja się czuję znakomicie może
mnie pan już wypuścić.
-
Nie mogę. Za to mogę panią wysłać na szereg badań aby,
stwierdzić dlaczego ,zemdlała pani na tak długo .
-
Ale to na pewno nic takiego. To tylko zwykłe przemęczenie proszę
mi wierzyć , to nic więcej poza tym ja mam pracę i nie mogę
tu tak po prostu leżeć godzinami.
-
Proszę pani ,ale to nie było pytanie zasłabła pani i znalazła
się w szpitalu dlatego ,wykonamy pani sprawdzające badania
jak już mówiłem siostro. Proszę przygotować pacjentkę.
W KAWIARNI
-
Stolik numer 5 ,szarlotka z lodami.- powiedział Givano kucharz w
kawiarni w której, pracuję trzy razy w tygodniu. Aby jakoś przeżyć
miesiąc za miesiącem chociaż ,dzisiaj zdecydowanie nie było mi na
rękę moja zmiana ponieważ przez to nie miałam jak kupić prezentu
dla Jeremiego.
-
Stolik numer 5, szarlotka z lodami już się robi. –niosłam
właśnie zamówienie. Gdy wpadłam na jakiegoś chłopaka, na
szczęście zawartość zamówienia na nim nie wylądowała więc,
nic się nie stało ale, nie uwierzycie na kogo ja wpadłam a
mianowicie na...
- O
cześć ,co za miła niespodzianka ale nie mam przy sobie koszuli .
-
Nic się nie stało ,skąd mogłeś wiedzieć że tu pracuję a Radek
na szczęście nie pytał jeszcze o nią.
-To
dobrze i obiecuję że, jak tylko przyjdę do domu to od razu ci ją
wyśle przyrzekam na honor mojej ojczyzny.-podniósł
charakterystycznie dwa palce jak w harcerstwie.
-
Byłeś harcerzem?
-
Nie ,nie byłem. – obydwoje się roześmialiśmy
-
Co podać ma pan, jakieś specjalne życzenia ?
- A
co mi pani, zaproponuje.
-
Szczególnie polecam przepyszne ale, to naprawdę niebo w gębie
szarlotkę z lodami którą, nasz ukochany kucharz Giordano ma już
serdecznie dosyć.
-
To w takim razie poproszę szarlotkę z lodami czekoladowymi.
-
Fuj czekoladowymi? Jak ty możesz jeść szarlotkę z lodami
czekoladowymi!?
-
Zjesz raz i się zakochasz mówię ci .
-
Proszę o to twoje danie.- po paru minutach bardzo sceptycznie
przyniosłam to jego niebo w gębie . Zupełnie zapominając o Jeremi
,rocznicy po prostu o wszystkim, tak mnie pochłoną mój i
fasolki znajomy z parku.
Już
miałam wrócić do pracy ponieważ, rozmawianie z klientami nie jest
tu tolerowane gdy mnie zatrzymał .
-
Ej, zaczekaj musisz to spróbować. I jak?- patrzył na mnie uważnie
,gdy próbowałam ten deser a potem jak z każdą kolejną chwilą na
mojej buzi pojawiał się coraz większy uśmiech.
-
To jest rewelacyjne miałeś rację.
- A
no, właśnie pracujesz tu to się dobrze składa, bo mój kuzyn ma
dzisiaj rocznicę i mam przekazać jego dziewczynie prezent tylko
zapomniałem jak się nazywa a podobno ma tu etat.
-
Wiesz nie wiem ,czy jakaś z dziewczyn obchodzi dzisiaj rocznicę ale
kojarzę mniej więcej jak wyglądają ich partnerzy wiec opisz tego
kuzyna.- uśmiechnęłam się jeszcze niczego nie świadoma.
-
Gra w piłkę, brunet ma na imię Jeremi.
-
Czekaj stój jak ma na imię .– mało się nie zachłysnęłam bo
właśnie upiłam łyka jego herbaty.
-
Jeremi- odpowiedział lekko zaskoczony moją gwałtowna reakcją.
- A
to jest ich pierwsza rocznica.
-
Tak wiesz już o kim mówię-? spytał uradowany.
-
Tak i właśnie na nią patrzysz.
~~~
Caramel
Caramel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz