wtorek, 22 marca 2016

Nowy Początek - część 3




W PARKU Z FASOLKA DWA MIESIĄCE TEMU

-O matko przepraszam pana. Ja, my znaczy... Fasolka ona nie chciała ,zazwyczaj jest miła spokojna i kochana. Naprawdę, bardzo pana przepraszam.
- Spokojnie nic mi się nie stało. No może nie tak w stu procentach.
- Jak to nic ma pan całą mokrą koszulę. Proszę powiedzieć  że, to była mrożona kawa.
- Tak była.- Choć nie była  mrożona, a jeszcze całkiem ciepła . Maksymowi jednak na tyle spodobała się ta dziewczyna że, ją okłamał.
- Jak pan będzie w takim stanie chodził po mieście.  Na pewno miał pan jakieś plany a my– cała ta sytuacja mocno ją zirytowała nie wiedziała  co ma zrobić jak się zachować przez to psisko ma tylko same problemy. Jednak była tylko kobietą i chociaż zajętą to i tak nie obeszły  ją ewidentne atuty poszkodowanego mężczyzny. Był wysokim bardzo dobrze zbudowanym brunetem i niesamowicie ciemnych prawie czarnych oczach w których kryło się coś koło czego nie można przejść obojętnie.
Przerwał mi w pół słowa i dosyć brutalnie złapał mnie za ramiona.
- Hej posłuchaj mnie –mówił to przez śmiech bo, ta kobieta przez swoje komiczne zachowanie wydawała się  mu wręcz nierzeczywista
- Włączył ci słowotok czy co ?- zapytał się.
- Ok już się zamykam.- uśmiechnęłam się.
--Mam rocznicę ślubu rodziców ale, nic się nie stanie jak się na niej nie pojawię.
-To moja wina i powinieneś rodziców w końcu ma się jednych mieszkam niedaleko, możesz pożyczyć koszulkę brata mojej współlokatorki a potem mi ją oddać.
-Okej to super pomysł prowadź.


W KAWIARNI
-Słucham ty jesteś tą cudowną dziewczyną o której tyle mówił Jeremi i dla której przygotował to wszystko z powodu głupiej, nic nie znaczącej pierwszej rocznicy.
- Tak mi się wydaje.- powiedziała to tak cicho że, Maksym miał problem ze zrozumieniem.
- W takim razie proszę – podał jest kopertę jego ton i zachowanie mówiło że, ta cała sytuacja go nie obeszła jednak w oczach było widać jedno z najgorszych uczuć jakich człowiek doświadcza, zawiedzenie.
- Co to jest ?- spytała się choć, tak naprawdę nie chciałam  znać odpowiedzi na to pytanie.
- To bilety na samolot na Malediwy i nie rób takiej zdziwionej miny. Mój kochany kuzyn ma gest. Nie ważne muszę już iść spieszę się ,pa.
- Ale Maksym nie zjadłeś do końca... – jednak nie usłyszał on już moich słów ponieważ ,wyszedł tak szybko. Spojrzałam na prezent od Jeremiego ja zapomniałam o naszym święcie,  a on zorganizował całą wycieczkę powinnam dostać nagrodę dla najlepszej dziewczyny ever nie ma co.

W SZPITALU

- Proszę pani.- zaczął lekarz jednak po jego spojrzeniu łatwo było się zorientować że, nie ma mi do przekazania pozytywnych wieści – paNI wyniki nie są pozytywne że, tak powiem nie jest to wprawdzie rak, cukrzyca czy nic z tych rzeczy jednak ma pani podwyższone ciśnienie ale, jednocześnie wysoki poziom kortyzol co naprawdę nie świadczy jakoby była pani zdrowa. Poza tym informacje jakie były zawarte w pani karcie również mogą być przyczyną do niepokoju.
- Od czasu mojej ostatniej wizyty u lekarza czułam się naprawdę dobrze aż do dzisiaj – powiedziałam ale, lekarz mi przerwał.
- Właśnie aż do dzisiaj a teraz jest pani po omdleniu i ze względu na wcześniejsze wydarzenia zostanie pani tutaj przez dwie następne doby.
Cudownie trzeba będzie zadzwonić do Jeana i powiedzieć mu że ,nie będę mogła być na rozprawie. Już widzę jak wypowiedzenie zostaje dostarczone na moje biurko czy raczej na moją deseczkę w pokoju bez okien w pięknej w końcu wysokie standardy niebieskiej kopercie z dopiskiem dla innych kancelarii tej pani nie przyjmujemy. Muszę się chociaż zająć tą następną sprawą. Oczywiście będzie ona trudniejsza od wcześniejszej jakby mogło być coś gorszego od próbowania przyznana praw do opieki nad dzieckiem ojcowi.  Ta sprawa choć posiadała już informacje z przesłuchań świadków była o wiele bardziej traumatyczna i skomplikowana. Swoją lekturę zaczęłam od rozmowy z osobą najbardziej poszkodowaną jednak po przeczytaniu pierwszych słów poczułam że to nie na moje siły jednak mój telefon jako kostucha  poinformował mnie o wiadomości melodią z filmu Impuls od mojego szefa czy raczej mordercy MASZ DWA DNI NA OGARNIECIE SPRAWY  POTEM JEST PIERWSZA ROZPRAWA.
Dlatego chcą nie chcąc zaczęłam czytać dalej

 Matka poszkodowanej nie była przy niej dnia 30 stycznia przebywała wtedy wraz ze swoim mężem na Saszelach, ostatni kontakt miała na wigilie poprzez SMS który brzmiał: Wesołych świąt i sylwestra. Matka tłumaczyła się tą dosyć specyficzną wiadomość zapracowanie swojej córki która, była w trakcie sesji a przez to że, jest na studiach matematycznych nie mogła pozwolić sobie na spotkanie z rodzicami czy wyjazd. Poza tym święta zawsze spędzali oddzielnie i tylko robili sobie Wigilie w styczniu. Rozmowa która przeprowadził policjant Fezient była dosyć nerwowa, chaotyczna, była potrzeba podania środków uspokajających.


To było dla mnie za dużo przed oczami zaczęły pojawiać mi się wspomnienia które, tak usilnie starałam się zapomnieć z ostatnich miesięcy ten zapach ten krzyk. Nie chciałam nic czuć, nie chciałam nic myśleć, nie chciałam już nic. Kiedy przyszła pielęgniarka na obchód zastała mnie śpiącą z całkowicie czerwoną twarzą, ze łzami jeszcze spływającymi po mojej twarzy.



W MIESZKANIU TOŚKI



- Ej młoda gdzie się tak pakujesz? Co szykuje się romantyczna kolacja z Jeremi która, przeciągnie się do śniadania a może i nawet do obiadu co/ – śmiał się Radek.
Od mniej więcej 15 min latałam po naszym malutkim mieszkanku w poszukiwaniu klapek, sukienki, olejków i innych potrzebnych rzeczy a co robi Radek . Zamiast mi pomóc ma dobry ubaw, oglądając mnie podirytowaną i co rusz krzyczącą że faceci są beznadziejni a potem że to jednak moja wina.

Carlitos hej Carlitos.

-Mówiłam ci tysiąc razy nie nazywaj mnie tak. – Radek jak to Radek po użyciu tego przezwiska które, wykorzystywał tylko wtedy gdy miałam zły humor lub czymś się martwiłam. Zaczął mnie łaskotać powodujący tym samym moje głośne ataki śmiechu czy raczej niepohamowany chichot.
- Carlitos powiedz, co się dzieje – spytał mnie gdy wreszcie zostawił mnie po tych torturach.
- Radek skąd wiesz że kochasz Elizę?
Mina brata Tośki wyrażała zdziwienie, jednak starał się tego po sobie nie pokazać.- Wiesz, wydaje mi się że tak naprawdę nie chodzi w całe o uczucie ,które nie pozwoli ci spać .Nie chodzi o to aby, budzić się czy zasypiać z myślą o tej osobie czy o to aby spędzać z nią 24 na 7 a ,bardziej o to aby nawet po 3 miesiącach bez zobaczenia tej drugiej osoby dalej móc rozmawiać jakby nie było tej rozłąki .Chodzi o to aby się wspólnie śmiać pocieszać tą osobę a kiedy trzeba po prostu milczeć i tylko swoją obecnością ją wspierać, chodzi o to aby cieszyć się niezręczną ciszą. Wiesz, Carlitos wydaje mi się z wiekiem albo może kiedy spotka tą właściwą osobę inne rzeczy się liczą. Nie miłość totalnie cię obezwładniająca a, raczej  zaufanie i pewność że ta osoba cię nie zawiedzie.

Czujesz to wszystko przy Elizie?

- Tak a ty to kiedykolwiek poczułaś?- nie wiedziałam co na to odpowiedzieć ale, Radek samą moją cisze uznał za odpowiedz.
- Więc nad czym się zastanawiasz, wiesz co masz zrobić.
- Pojechać na Malediwy.
-Tak.  Co nie nie to masz zrobić! Masz powiedzieć Jeremiemu prawdę. Ranisz go w ten sposób.
- Mówiąc to mu jeszcze bardziej go zranię.
- Ok, to mam inny pomysł pojedziemy razem z wami
- Kto?
- No ja, Tośka, Eliza ,Andy i jeszcze ten jego kuzyn jak on?
- Maksym.
- Tak znasz go?
- To on przekazał mi bilet.
- No zamiast lecieć pierwszą klasą polecimy ekonomiczną i będzie cacy. Ok?
I w ten sposób już dwie godziny później siedziałam razem z wesoła gromadką w samolocie. Lot był dosyć długi bo miał trwać aż 9  godzin. Miałam miejsca razem z Jeremim i jego kuzynem. I muszę powiedzieć że, sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć czy się cieszyć czy płakać a może jedno i drugie. I tak dla waszej informacji siedziałam między wódką a zakąską czyli pośrodku między nimi i nie wiedziałam gdzie oczy podziać. Chłopaki rozmawiali razem z Radkiem o piłce a potem trochę o muzyce. Może myśleliście że droga upłynęła mi gładko i przyjemnie. Nic bardziej mylnego co rusz słyszałam.
- Tosiu a może chcesz posłuchać ze mną  Coldplay Clocks hymm?- pytał się nieśmiało Andy.
Na co Tośka. – Posłuchać z tobą piosenki!? Założyć twoje słuchawki a jak coś mnie ugryzie, bo w środku będą osy albo nie puścisz mi muzyki tylko jakieś sprośne filmiki ja cię znam. Nie ,nigdy w życiu i tak wystarczy że muszę koło ciebie siedzieć.

- Nie jak nie to nie. Łaski bez.

I co myślicie że, na tym koniec że ,Andy się obraził ? Chciałabym nie minęło pół godziny a, Andy znowu.
- Teodoro chciałabyś może oranginy?
- Nigdy nie mów do mnie Teodora nigdy.-podniosła głos ,gdy to mówiła a następnie wściekła poszła do łazienki słysząc jeszcze za sobą głos Andiego.
- Dlaczego ona taka jest? –Andy opadł na fotel zrezygnowany i sfrustrowany,
-Stary nie przejmuj się nią. – Radek próbował go pocieszyć.
- Ja wiem że, tobie nie zbyt pasuje  że, ona mi się podoba ale ja już nie wiem co robić? Zawsze jej pomagam ,wspieram, żartuje, a ona co nic tylko fuczy jest nie miła obraża mnie.- końcówkę mówił nie wiedząc ż,e Tosia już wróciła z łazienki.
- Przepraszam bardzo Andy że ,jestem taką zimną, bezduszną idiotką tak to chciałeś powiedzieć? Co teraz milczysz nie musisz się już martwić już nigdy nie będę cię obrażać. Wiesz dlaczego? Bo nie mam zamiaru z tobą przenigdy rozmawiać . – po powiedzeniu tego czy raczej wysyczeniu do Andiego zwróciła się bezpośrednio do Elizy pytając czy nie mogą się zamienić. Eliza oczywiście się zgodziła wiedziała że, dobrze zrobi jej obecność brata.Przez 20 min panował spokój wręcz idealna sytuacja do spania jednak trochę mnie to zmartwiło że, aż się odwróciłam do Tośki. Spała jednak mina Radka oznaczała że ,wcześniej płakała gdy spojrzałam do przodu do Andiego on również był smutny ale ,już nic nie mówił wiedział że przez najbliższy czas będzie pluła jadem zamiast normalnie rozmawiać ale wiedział również że, na to zasłużył.






W SZPITALU



-Doktorze minęły już dwa dni czy mogę zostać wypisana?- spędziłam w szpitalu całe dwa dni i dwie noce. Jadłam znowu okropne zupki jak dla małych dzieci brokułowe i marchwiowe czy równie obrzydliwe kotlety z ananasem i wydawało mi się że, mój żołądek nie przetrwa więcej tych pseudo zdrowych rzeczy.
- Pani stan się unormował ale nie jestem przekonany czy na pewno może pani opuścić szpital.
- Ale panie doktorze ja mam pracę, zaległą i nową sprawę nie mam czasu chorować.
- W takim razie zgoda ale, koniecznie musi pani się zgłosić na kontrolę za tydzień wtedy powtórzymy badanie.
Nareszcie wolna no powiedzmy właściwie to z deszczu pod rynnę. Wracałam właśnie do domu gdy dostałam sms od Elizy niewiele się zastanawiając skasowałam tą wiadomość bez odczytania nie chciałam wiedzieć co ma mi do przekazania. Jestem pewna że, ta wiadomość za bardzo by mnie zraniła, a tak jest lepiej. Kiedy weszłam do mojego mieszkania w którym jak dotąd spędziłam jedną noc bardzo szybko otrzeźwiła mnie pusta lodówka i straszliwa cisza. Nie było to zbyt miłe uczucie, może w tym szpitalu nie było tak źle?

CIĄG DALSZY W SAMOLOCIE



Obudziłam się mniej więcej w połowie lotu, w dziwnej pozycji na kolanach Jeremiego. Zawsze jak zasypiałam poza domem, a on by w pobliżu to budziłam się w niego wtulona. Nie powiem przyjemnie. Jednak gdy teraz popatrzyłam po moich współtowarzyszach to wszyscy spali oprócz...  no właśnie oprócz tego nieszczęsnego  Maksyma, jego kuzyna . W chwili w której pomyślałam że ,lepiej było udawać że śpię on zauważył że jestem przytomna.
- Cześć.-powiedział głupkowato przecież już od jakiś trzech godzin siedzimy koło siebie, faceci.
-Cześć.- a co odpowiedziałam równie coś głupkowatego. Dziewczyno ogarnij się - Jesteś zżyty z Jeremim?- spytałam się nie wiele lepiej w prawdzie ale, przynajmniej z sensem i na temat w końcu to podróż rocznicowa nikt oprócz Jeremiego nie powinien mnie obchodzić a to pytanie jest dobre,  grzecznościowe.
- Jego mama jest moją chrzestną, a mój ojciec jego. Co roku na ferie, wakacje w co drugi weekend się spotykaliśmy ,jesteśmy jak bracia nie rozłączni.

- Skoro tak to dziwne że, dopiero teraz się poznaliśmy.

- Wyjechałem za granicę na stypendium i dopiero teraz wróciłem, ale tak rzeczywiście dziwne i smutne- ale ostatniego słowa nie dosłyszałam, bo powiedział tak cicho.
-Co studiowałeś- wmawiałam sobie że, przecież nic takiego nie robię zadając te pytania że, przecież jako dziewczyna powinna wiedzieć podstawowe informacje  o tak bardzo ważnej osobie dla Jeremiego.
- Architekturę wnętrz wiesz nie mam nic bardziej fascynującego. Od tego jak najpierw rysujesz projekty ogólny szkic domu mieszkania, potem spotykasz się z ludźmi przedstawiasz im swoją wizje oni to akceptują lub nie potem poprawiasz. Następnie zaczyna się budowa patrzysz jak cegiełka po cegiełce powstaje dom w którym zamieszka potem jakaś rodzina myślisz sobie o tym że, może w tym pokoju jakaś nastolatka będzie się cieszyć lub smucić jakaś matka będzie gotować najsmaczniejsze dania dla swojej rodziny, a w tym ogródku ojciec będzie po raz pierwszy grał z pierworodnym synem w piłkę. I wiesz co czujesz ?

- Nie. – odpowiedziałam jak urzeczona wpatrując się w niego.

- Spełnienie.-powiedział i te słowo zawisło miedzy nami aż usłyszałam ziewnięcie Jeremiego co oznaczało że ,to koniec naszej intymnej ale zakazanej rozmowy.
- Kochanie która jest godzina?-Jeremi wyglądał przeuroczo swoja mina wywołał na mojej twarzy uśmiech.
- Za godzinę będziemy lądować śpiochu.- powiedziałam głaskając go delikatnie po policzku na którym pojawił się dwudniowy zarost, przez który wydawał mi się jeszcze bardziej przystojny ale, ja nie jestem obiektywna od zawsze miałam słabość do takich facetów.
Maksym widząc nasze małe przekomarzanie wyraźnie się zmieszał i nie wiedział jak ma się zachować, więc bezszelestnie poszedł do toalety opuszczając naszą zakochaną ale czy na pewno parę.
- Skarbie nie miałem jeszcze okazji zapytać podoba ci się prezent ten cały wyjazd?-spytał się Jeremi.
Niewiele myśląc po prostu go pocałowałam. Miałam nadzieje że, ta odpowiedź starczy za brak powiedzenia tych kluczowych słów które on powiedział mi już dawno temu a których, ja mimo wszelkich starań nie potrafiłam wyznać ,że wystarczy za brak prezentu, za wszystko.
- Czy to znaczy że ci podoba ?- zapytał z kokieteryjnym uśmiechem i tym razem to on mnie pocałował. Naszą chwile czułości przerwała Tośka, głośno chrząkając oderwałam się od niego z dużą niechęcią. On jednak przybliżył twarz do mojego ucha i powiedział tak cicho abym tylko ja usłyszała.
- Spotkajmy się na plaży o 20. – kiwnęłam głową w odpowiedzi zwracając się jednocześnie do Tośki której mina wyrażała zgorszenie.
- O co chodzi tosiu ? – spytałam się milutkim głosem chociaż w rzeczywistości miałam ochotę ją utłuc.
- Lądujemy- odpowiedziała chłodno. Ewidentnie dalej męczyła ją sprawa z Harrym .A może jednak z Andym, sama już nie wiem łatwo jest się pogubić w dosyć skomplikowanym życiu uczuciowym mojej zwariowanej przyjaciółki.Chociaż obecnie na własną prośbę jest sama wystarczyłoby jedno jej słowo a, Andy zrobi dla niej dosłownie wszystko. Nawet rzuci się z mostu przebiegnie nago Brodway, ożeni się z muzułmanką. Dosłownie wszystko, tak bardzo jest w niej zakochany.
Kiedy wysiedliśmy z samolotu owiało nas ciepłe powietrze, które praktycznie powaliło nas na nogi,a dookoła otaczał nas ocean. Jak się spojrzało to nie było widać niczego oprócz wody. Przeszliśmy przez odprawę, której nigdy nie lubiłam a następnie zapakowaliśmy się do dwóch taksówek. Na miejscu powitał nas przepiękny punkt wypoczynkowy, który składał się z średniej wielkości domków na wodzie, każdy z nich miał mały balkonik i ładny kremowy odcień. Woda miała tu głęboki kolor granatu a , wszędzie było pełno palm, które dodawały prawdziwie wakacyjnego nastroju.Trzeba było się zameldować do domków, jako że mieliśmy dwa do dyspozycji podzieliliśmy się na dziewczyny i chłopaki. Co było logiczne zważywszy na to że jedynie ja i Eliza miałyśmy drugie połówki. Domki okazały się świetne orządzone do tego miały tak wielkie łóżko że ,od razu się na nie rzuciłam czym wywołałam śmiech wśród dziewczyn. Po rozpakowaniu poszliśmy na kolacje która, składała się z pięknie wyglądających owoców morza i przepysznego kolorowego drinka.
Siedziałam na plaży patrząc jak słońce powoli chowa się za horyzontem, od dziecka uwielbiałam zachody niebo przybierało wtedy piękny złoto różowy odcień, mogło się wtedy wydawać jakby anioły uśmiechały się do nas z góry i przesyłały nam laurkę, najpiękniejszy prezent prosto z ich małych serduszek. Z odrętwienia oderwał mnie delikatny pocałunek, Jeremiego na moim karku wyciągnęłam moje ręce za siebie na jego szyję chcąc go do siebie przytulić. On jednak oderwał się ode mnie i klapną obok  na piasku.
- Tęskniłem za tobą.
- Dlaczego?- spytałam nie rozumiejąc-Przecież nigdzie nie wyjechałam.
-Tak ale miałem wrażenie ż,e się ode mnie oddaliłaś.
- Nie gadaj głupot Jeri.- pacnęłam go delikatnie w ramię.
- A teraz wszystko znowu jest na swoim miejscu i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na całej ziemi.- umilkł gwałtownie wciągnął powietrze do płuc, następnie pocałował mnie namiętnie ale, jednocześnie ten pocałunek był jak muśniecie piórka. A potem patrząc mi prosto w oczy jednocześnie trzymając moją głowę i kciukiem pocierając policzek  powiedział te dwa magiczne słowa, tę dziewięć liter.
- Co ja właściwie tutaj robię co ?-zapytałam się aby przerwać tę niezręczną ciszę, jednocześnie widziałam zawiedzenie ale i  pogodzenie się z losem na twarzy Jeremiego. Nie chciał mnie pospieszać jednak ewidentnie moja reakcja go zraniła.
- Co ty robisz to ja nie wiem. Ja za to moja droga odpoczywam od sesji od kolokwia i od nauki .Spędzam czas z przyjaciółmi, proste prawda?
- Bardzo ale zapomniałeś o kimś wiesz?
Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.- Naprawdę pominąłem kogoś, ściemniasz.
Już miałam coś odpowiedzieć gdy usłyszeliśmy krzyki zgadnijcie kogo? Oczywiście Tośki i Andiego.
- Nie ty nigdy nic nie robisz. Sama sobie to robię wy w ogóle nigdy nas nie ranicie, zawsze jesteście książętami w srebrnej zbroi. Ideały, pieprzone ideały.
- Nie jestem Harrym, rozumiesz nie skrzywdzę cię.
- Jak możesz cokolwiek w tej sprawie mówić  jeżeli ,nie masz o tym bladego pojęcia.  Poza tym Harry mnie ni.... odczep się bo jak nie.
- Jak nie to co zrobisz zacznij krzyczeć, jakbyś tego już nie robiła.
- Bo jak nie to zadzwonię na policję powiem że, mnie gwałcisz, że przewiozłeś mnie wbrew mojej woli za granicę jak myślisz komu uwierzą tobie który wygląda na typa który żadnej nie przepuści. Który ma wiele za uszami który, jest okropny wulgarny obrzydliwy nienormalny który jest profesorem pikantnych papryczek który nie jest za grosz dżentelmenem a tylko od czasu do czasu dobrze wygląda.- powiedziała Tośka.
- Podobam ci się, powiedziałaś który dobrze wygląda to znaczy że, ci się podobam takkkk,- krzyczał na całe gardło.
- Co nie powiedziałam tak!
- Powiedziałaś ,przyznaj się.
- Zostaw mnie.
- Tośka.
- Zostaw tą okropną pomarszczoną wiecznie skrzecząca i niezadowoloną ropuchę którą, nazwałeś mnie w samolocie.- oczywiście Tosia teraz wszystko wyolbrzymiała jak miała to w zwyczaju ale, co poradzisz taki charakter, poza tym musiała jakoś odwrócić jego uwagę od jej wyznania.
- Wcale cię tak nie nazwałem kochanie.- na to ostatnie słowo co prawda się do niego odwróciła po to tylko aby zmrozić go swoim spojrzeniem a, następnie zacząć jeszcze szybciej iść.
-Pszczółko, skarbie.-dalej nic – Tosiu, Tosieńko.- cierpliwość Jeremiego powoli się wyczerpywała.- Teodoro .– nie wytrzymał i ją tak nazwał. Jej reakcja nie była zaskoczeniem, stanęła jak wryta i powoli się odwróciła.
- Wreszcie porozmawiamy jak cywilizowani ludzie, dziękuje.- Jeremi był tylko facetem więc niczego nie świadomy się cieszył zapomniał jednak że, jego towarzyszka miała ciężkiego  kokosa w którym był napój.
Niewiele myśląc podeszła do niego i z całej siły walnego go tym przedmiotem. Andiego to niewiele obeszło był piłkarzem, był odporny na takiego typu uderzenia. Wykorzystując to że, do niego podeszła i jej chwilowe wytrącenie z równowagi przyciągną ją do siebie i łapczywie pocałował.  Tośka na chwilę się zapomniała,odwzajemniła pocałunek, z ręki wypadł jej nieudany przedmiot zamachu hitlerowskiego i zatracając się w tej pieszczocie objęła go za szyję, a on wplótł swoje dłonie w jej włosy.  Jednak po chwili otrząsnęła się z zamroczenia i go spoliczkowała, uciekając potem do domu nawet na niego nie patrząc.


W KANCELARI

- I po co było się tak denerwować panie Jean, mówiłam że wszystko pójdzie po naszej myśli.
- Miała pani rację, żeby pani widziała jak Rozalka się cieszyła gdy pokazałem jej nowy pokój albo jak czytałem jej wieczorem na dobranoc książkę bałem się że ,taka sytuacja już się nie powtórzy.
- Oczywiście ma pan świadomość, że raz na miesiąc Rozalka będzie spędzał weekend u swojej mamy oraz w połowę ferii i  ¾ wakacji. Proszę tego pilnować dobrze, bo inaczej da pan powód swojej byłej żonie do odwoływania się a wydaje mi się że, tym razem sąd nie byłby tak przychylny.
- Tak oczywiście, jeszcze raz bardzo pani ,dziękuje.
- Ależ naprawdę nie trzeba zrobiłam tylko to co do mnie należało.
Pożegnałam się ze sprawą uroczej pięciolatki i jej ojca, ale nie oznaczało to wakacji wręcz przeciwnie za dosłownie pięć minut. Miałam spotkanie dotyczące mojej następnej sprawy  z narzeczonym poszkodowanej. Za nim on przyjdzie musiałam wziąć tabletki które, przepisał mi doktor, ale stwierdziłam że również te które brałam jeszcze przed przyjazdem do Paryża.
- Dzień Dobry. – do mojego pokoju wszedł dosyć wysoki mężczyzna z ręką w gipsie.
-Dzień Dobry chociaż nie wiem czy taki dobry.- dalszą cześć zdania powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
- Proszę mi od początku opowiedzieć dzień w którym miało miejsce to wydarzenie. I nie spytałam się chce pan wody.-  przerwałam mu w pół zdania ponieważ wydawało mi się że, więcej nie jest w stanie mi powiedzieć bez załamania się.
- Nie dziękuje.
- Na pewno chce pan kontynuować, możemy przerwać ?
- Nie nie ma takiej potrzeby.- szczerze powiedziawszy ja potrzebowałam chwili przerwy. Nie mogłam już dłużej słuchać tej historii .Jego opowieść była tak realna i obrazowa że, miałam wrażenie że przenieśliśmy się w tamo miejsce i to wydarzenie na nowo rozgrywa się tylko teraz na moich oczach. Co zdecydowanie mi się nie podobało.
- Tamten dzień był zwyczajny.- takie dni zazwyczaj takie są niczym nie wyróżniające się od tysiąca takich samych szaroburych dni. Wstajemy rano z łóżka, jemy śniadanie,  pijemy kawę, myjemy się, ubieramy, wychodzimy do pracy, jemy obiad, wracamy do domu tylko czasami potem nie ma już nic tylko obezwładniająca pustka i cisza.
- Naprawdę, jak co dzień miałem ją odebrać z uczelni tylko tyle że zadzwonili rodzice, a że była Wigilia nie chciałem się od razu rozłączać, i dlatego spotkałem się z nią te 15 minut później te przeklęte 15 minut może gdybym...
- Proszę się nie zadręczać. To naprawdę nie ma sensu to nie była pana wina- zawsze w podobnej sytuacji mówi się te puste nic nie znaczące frazesy, które mają podnieść na duchu w rzeczywistość  tylko odbijają się od nas, przelatują nam przez uchu i zaraz o nich nie pamiętamy jakby nigdy nie zostały wypowiedziane.






Kolejny odcinek Nowego Początku. Mam nadzieję że wam się podoba. Następny powinien pojawić się, w przyszły poniedziałek. Pozdrawiam.
Caramel 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz