W PARKU Z FASOLKA DWA MIESIĄCE TEMU
-O
matko przepraszam pana. Ja, my znaczy... Fasolka ona nie chciała
,zazwyczaj jest miła spokojna i kochana. Naprawdę, bardzo pana
przepraszam.
-
Spokojnie nic mi się nie stało. No może nie tak w stu procentach.
-
Jak to nic ma pan całą mokrą koszulę. Proszę powiedzieć
że, to była mrożona kawa.
-
Tak była.- Choć nie była mrożona, a jeszcze całkiem ciepła
. Maksymowi jednak na tyle spodobała się ta dziewczyna że, ją
okłamał.
-
Jak pan będzie w takim stanie chodził po mieście. Na pewno
miał pan jakieś plany a my– cała ta sytuacja mocno ją
zirytowała nie wiedziała co ma zrobić jak się zachować
przez to psisko ma tylko same problemy. Jednak była tylko kobietą i
chociaż zajętą to i tak nie obeszły ją ewidentne atuty
poszkodowanego mężczyzny. Był wysokim bardzo dobrze zbudowanym
brunetem i niesamowicie ciemnych prawie czarnych oczach w których
kryło się coś koło czego nie można przejść obojętnie.
Przerwał
mi w pół słowa i dosyć brutalnie złapał mnie za ramiona.
-
Hej posłuchaj mnie –mówił to przez śmiech bo, ta kobieta przez
swoje komiczne zachowanie wydawała się mu wręcz
nierzeczywista
-
Włączył ci słowotok czy co ?- zapytał się.
-
Ok już się zamykam.- uśmiechnęłam się.
--Mam
rocznicę ślubu rodziców ale, nic się nie stanie jak się na niej
nie pojawię.
-To
moja wina i powinieneś rodziców w końcu ma się jednych mieszkam
niedaleko, możesz pożyczyć koszulkę brata mojej współlokatorki
a potem mi ją oddać.
-Okej
to super pomysł prowadź.
W
KAWIARNI
-Słucham
ty jesteś tą cudowną dziewczyną o której tyle mówił Jeremi i
dla której przygotował to wszystko z powodu głupiej, nic nie
znaczącej pierwszej rocznicy.
-
Tak mi się wydaje.- powiedziała to tak cicho że, Maksym miał
problem ze zrozumieniem.
-
W takim razie proszę – podał jest kopertę jego ton i zachowanie
mówiło że, ta cała sytuacja go nie obeszła jednak w oczach było
widać jedno z najgorszych uczuć jakich człowiek doświadcza,
zawiedzenie.
-
Co to jest ?- spytała się choć, tak naprawdę nie chciałam znać
odpowiedzi na to pytanie.
-
To bilety na samolot na Malediwy i nie rób takiej zdziwionej miny.
Mój kochany kuzyn ma gest. Nie ważne muszę już iść spieszę się
,pa.
-
Ale Maksym nie zjadłeś do końca... – jednak nie usłyszał on
już moich słów ponieważ ,wyszedł tak szybko. Spojrzałam na
prezent od Jeremiego ja zapomniałam o naszym święcie, a on
zorganizował całą wycieczkę powinnam dostać nagrodę dla
najlepszej dziewczyny ever nie ma co.
W SZPITALU
-
Proszę pani.- zaczął lekarz jednak po jego spojrzeniu łatwo było
się zorientować że, nie ma mi do przekazania pozytywnych wieści –
paNI wyniki nie są pozytywne że, tak powiem nie jest to wprawdzie
rak, cukrzyca czy nic z tych rzeczy jednak ma pani podwyższone
ciśnienie ale, jednocześnie wysoki poziom kortyzol co naprawdę nie
świadczy jakoby była pani zdrowa. Poza tym informacje jakie były
zawarte w pani karcie również mogą być przyczyną do niepokoju.
-
Od czasu mojej ostatniej wizyty u lekarza czułam się naprawdę
dobrze aż do dzisiaj – powiedziałam ale, lekarz mi przerwał.
-
Właśnie aż do dzisiaj a teraz jest pani po omdleniu i ze względu
na wcześniejsze wydarzenia zostanie pani tutaj przez dwie następne
doby.
Cudownie
trzeba będzie zadzwonić do Jeana i powiedzieć mu że ,nie będę
mogła być na rozprawie. Już widzę jak wypowiedzenie zostaje
dostarczone na moje biurko czy raczej na moją deseczkę w pokoju bez
okien w pięknej w końcu wysokie standardy niebieskiej kopercie z
dopiskiem dla innych kancelarii tej pani nie przyjmujemy. Muszę się
chociaż zająć tą następną sprawą. Oczywiście będzie ona
trudniejsza od wcześniejszej jakby mogło być coś gorszego od
próbowania przyznana praw do opieki nad dzieckiem ojcowi. Ta
sprawa choć posiadała już informacje z przesłuchań świadków
była o wiele bardziej traumatyczna i skomplikowana. Swoją lekturę
zaczęłam od rozmowy z osobą najbardziej poszkodowaną jednak po
przeczytaniu pierwszych słów poczułam że to nie na moje siły
jednak mój telefon jako kostucha poinformował mnie o
wiadomości melodią z filmu Impuls od mojego szefa czy raczej
mordercy MASZ DWA DNI NA OGARNIECIE SPRAWY POTEM JEST PIERWSZA
ROZPRAWA.
Dlatego
chcą nie chcąc zaczęłam czytać dalej
Matka
poszkodowanej nie była przy niej dnia 30 stycznia przebywała wtedy
wraz ze swoim mężem na Saszelach, ostatni kontakt miała na wigilie
poprzez SMS który brzmiał: Wesołych
świąt i sylwestra.
Matka tłumaczyła się tą dosyć specyficzną wiadomość
zapracowanie swojej córki która, była w trakcie sesji a przez to
że, jest na studiach matematycznych nie mogła pozwolić sobie na
spotkanie z rodzicami czy wyjazd. Poza tym święta zawsze spędzali
oddzielnie i tylko robili sobie Wigilie w styczniu. Rozmowa która
przeprowadził policjant Fezient była dosyć nerwowa, chaotyczna,
była potrzeba podania środków uspokajających.
To
było dla mnie za dużo przed oczami zaczęły pojawiać mi się
wspomnienia które, tak usilnie starałam się zapomnieć z ostatnich
miesięcy ten zapach ten krzyk. Nie chciałam nic czuć, nie chciałam
nic myśleć, nie chciałam już nic. Kiedy przyszła pielęgniarka
na obchód zastała mnie śpiącą z całkowicie czerwoną twarzą,
ze łzami jeszcze spływającymi po mojej twarzy.
W MIESZKANIU TOŚKI
-
Ej młoda gdzie się tak pakujesz? Co szykuje się romantyczna
kolacja z Jeremi która, przeciągnie się do śniadania a może i
nawet do obiadu co/ – śmiał się Radek.
Od
mniej więcej 15 min latałam po naszym malutkim mieszkanku w
poszukiwaniu klapek, sukienki, olejków i innych potrzebnych rzeczy a
co robi Radek . Zamiast mi pomóc ma dobry ubaw, oglądając mnie
podirytowaną i co rusz krzyczącą że faceci są beznadziejni a
potem że to jednak moja wina.
- Carlitos hej Carlitos.
-Mówiłam
ci tysiąc razy nie nazywaj mnie tak. – Radek jak to Radek po
użyciu tego przezwiska które, wykorzystywał tylko wtedy gdy miałam
zły humor lub czymś się martwiłam. Zaczął mnie łaskotać
powodujący tym samym moje głośne ataki śmiechu czy raczej
niepohamowany chichot.
-
Carlitos powiedz, co się dzieje – spytał mnie gdy wreszcie
zostawił mnie po tych torturach.
-
Radek skąd wiesz że kochasz Elizę?
Mina
brata Tośki wyrażała zdziwienie, jednak starał się tego po sobie
nie pokazać.- Wiesz, wydaje mi się że tak naprawdę nie chodzi w
całe o uczucie ,które nie pozwoli ci spać .Nie chodzi o to aby,
budzić się czy zasypiać z myślą o tej osobie czy o to aby
spędzać z nią 24 na 7 a ,bardziej o to aby nawet po 3 miesiącach
bez zobaczenia tej drugiej osoby dalej móc rozmawiać jakby nie było
tej rozłąki .Chodzi o to aby się wspólnie śmiać pocieszać tą
osobę a kiedy trzeba po prostu milczeć i tylko swoją obecnością
ją wspierać, chodzi o to aby cieszyć się niezręczną ciszą.
Wiesz, Carlitos wydaje mi się z wiekiem albo może kiedy spotka tą
właściwą osobę inne rzeczy się liczą. Nie miłość totalnie
cię obezwładniająca a, raczej zaufanie i pewność że ta
osoba cię nie zawiedzie.
- Czujesz to wszystko przy Elizie?
-
Tak a ty to kiedykolwiek poczułaś?- nie wiedziałam co na to
odpowiedzieć ale, Radek samą moją cisze uznał za odpowiedz.
-
Więc nad czym się zastanawiasz, wiesz co masz zrobić.
-
Pojechać na Malediwy.
-Tak.
Co nie nie to masz zrobić! Masz powiedzieć Jeremiemu prawdę.
Ranisz go w ten sposób.
-
Mówiąc to mu jeszcze bardziej go zranię.
-
Ok, to mam inny pomysł pojedziemy razem z wami
-
Kto?
-
No ja, Tośka, Eliza ,Andy i jeszcze ten jego kuzyn jak on?
-
Maksym.
-
Tak znasz go?
-
To on przekazał mi bilet.
-
No zamiast lecieć pierwszą klasą polecimy ekonomiczną i będzie
cacy. Ok?
I
w ten sposób już dwie godziny później siedziałam razem z wesoła
gromadką w samolocie. Lot był dosyć długi bo miał trwać aż 9
godzin. Miałam miejsca razem z Jeremim i jego kuzynem. I muszę
powiedzieć że, sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć czy się
cieszyć czy płakać a może jedno i drugie. I tak dla waszej
informacji siedziałam między wódką a zakąską czyli pośrodku
między nimi i nie wiedziałam gdzie oczy podziać. Chłopaki
rozmawiali razem z Radkiem o piłce a potem trochę o muzyce. Może
myśleliście że droga upłynęła mi gładko i przyjemnie. Nic
bardziej mylnego co rusz słyszałam.
-
Tosiu a może chcesz posłuchać ze mną Coldplay Clocks hymm?-
pytał się nieśmiało Andy.
Na
co Tośka. – Posłuchać z tobą piosenki!? Założyć twoje
słuchawki a jak coś mnie ugryzie, bo w środku będą osy albo nie
puścisz mi muzyki tylko jakieś sprośne filmiki ja cię znam. Nie
,nigdy w życiu i tak wystarczy że muszę koło ciebie siedzieć.
- Nie jak nie to nie. Łaski bez.
I
co myślicie że, na tym koniec że ,Andy się obraził ? Chciałabym
nie minęło pół godziny a, Andy znowu.
-
Teodoro chciałabyś może oranginy?
-
Nigdy nie mów do mnie Teodora nigdy.-podniosła głos ,gdy to mówiła
a następnie wściekła poszła do łazienki słysząc jeszcze za
sobą głos Andiego.
-
Dlaczego ona taka jest? –Andy opadł na fotel zrezygnowany i
sfrustrowany,
-Stary
nie przejmuj się nią. – Radek próbował go pocieszyć.
-
Ja wiem że, tobie nie zbyt pasuje że, ona mi się podoba ale
ja już nie wiem co robić? Zawsze jej pomagam ,wspieram, żartuje, a
ona co nic tylko fuczy jest nie miła obraża mnie.- końcówkę
mówił nie wiedząc ż,e Tosia już wróciła z łazienki.
-
Przepraszam bardzo Andy że ,jestem taką zimną, bezduszną idiotką
tak to chciałeś powiedzieć? Co teraz milczysz nie musisz się już
martwić już nigdy nie będę cię obrażać. Wiesz dlaczego? Bo nie
mam zamiaru z tobą przenigdy rozmawiać . – po powiedzeniu tego
czy raczej wysyczeniu do Andiego zwróciła się bezpośrednio do
Elizy pytając czy nie mogą się zamienić. Eliza oczywiście się
zgodziła wiedziała że, dobrze zrobi jej obecność brata.Przez 20
min panował spokój wręcz idealna sytuacja do spania jednak trochę
mnie to zmartwiło że, aż się odwróciłam do Tośki. Spała
jednak mina Radka oznaczała że ,wcześniej płakała gdy spojrzałam
do przodu do Andiego on również był smutny ale ,już nic nie mówił
wiedział że przez najbliższy czas będzie pluła jadem zamiast
normalnie rozmawiać ale wiedział również że, na to zasłużył.
W SZPITALU
-Doktorze
minęły już dwa dni czy mogę zostać wypisana?- spędziłam w
szpitalu całe dwa dni i dwie noce. Jadłam znowu okropne zupki jak
dla małych dzieci brokułowe i marchwiowe czy równie obrzydliwe
kotlety z ananasem i wydawało mi się że, mój żołądek nie
przetrwa więcej tych pseudo zdrowych rzeczy.
-
Pani stan się unormował ale nie jestem przekonany czy na pewno może
pani opuścić szpital.
-
Ale panie doktorze ja mam pracę, zaległą i nową sprawę nie mam
czasu chorować.
- W
takim razie zgoda ale, koniecznie musi pani się zgłosić na
kontrolę za tydzień wtedy powtórzymy badanie.
Nareszcie
wolna no powiedzmy właściwie to z deszczu pod rynnę. Wracałam
właśnie do domu gdy dostałam sms od Elizy niewiele się
zastanawiając skasowałam tą wiadomość bez odczytania nie
chciałam wiedzieć co ma mi do przekazania. Jestem pewna że, ta
wiadomość za bardzo by mnie zraniła, a tak jest lepiej. Kiedy
weszłam do mojego mieszkania w którym jak dotąd spędziłam jedną
noc bardzo szybko otrzeźwiła mnie pusta lodówka i straszliwa
cisza. Nie było to zbyt miłe uczucie, może w tym szpitalu nie było
tak źle?
CIĄG DALSZY W SAMOLOCIE
Obudziłam
się mniej więcej w połowie lotu, w dziwnej pozycji na kolanach
Jeremiego. Zawsze jak zasypiałam poza domem, a on by w pobliżu to
budziłam się w niego wtulona. Nie powiem przyjemnie. Jednak gdy
teraz popatrzyłam po moich współtowarzyszach to wszyscy spali
oprócz... no właśnie oprócz tego nieszczęsnego
Maksyma, jego kuzyna . W chwili w której pomyślałam że ,lepiej
było udawać że śpię on zauważył że jestem przytomna.
-
Cześć.-powiedział głupkowato przecież już od jakiś trzech
godzin siedzimy koło siebie, faceci.
-Cześć.-
a co odpowiedziałam równie coś głupkowatego. Dziewczyno ogarnij
się - Jesteś zżyty z Jeremim?- spytałam się nie wiele lepiej w
prawdzie ale, przynajmniej z sensem i na temat w końcu to podróż
rocznicowa nikt oprócz Jeremiego nie powinien mnie obchodzić a to
pytanie jest dobre, grzecznościowe.
-
Jego mama jest moją chrzestną, a mój ojciec jego. Co roku na
ferie, wakacje w co drugi weekend się spotykaliśmy ,jesteśmy jak
bracia nie rozłączni.
- Skoro tak to dziwne że, dopiero teraz się poznaliśmy.
-
Wyjechałem za granicę na stypendium i dopiero teraz wróciłem, ale
tak rzeczywiście dziwne i smutne- ale ostatniego słowa nie
dosłyszałam, bo powiedział tak cicho.
-Co
studiowałeś- wmawiałam sobie że, przecież nic takiego nie robię
zadając te pytania że, przecież jako dziewczyna powinna wiedzieć
podstawowe informacje o tak bardzo ważnej osobie dla
Jeremiego.
-
Architekturę wnętrz wiesz nie mam nic bardziej fascynującego. Od
tego jak najpierw rysujesz projekty ogólny szkic domu mieszkania,
potem spotykasz się z ludźmi przedstawiasz im swoją wizje oni to
akceptują lub nie potem poprawiasz. Następnie zaczyna się budowa
patrzysz jak cegiełka po cegiełce powstaje dom w którym zamieszka
potem jakaś rodzina myślisz sobie o tym że, może w tym pokoju
jakaś nastolatka będzie się cieszyć lub smucić jakaś matka
będzie gotować najsmaczniejsze dania dla swojej rodziny, a w tym
ogródku ojciec będzie po raz pierwszy grał z pierworodnym synem w
piłkę. I wiesz co czujesz ?
- Nie. – odpowiedziałam jak urzeczona wpatrując się w niego.
-
Spełnienie.-powiedział i te słowo zawisło miedzy nami aż
usłyszałam ziewnięcie Jeremiego co oznaczało że ,to koniec
naszej intymnej ale zakazanej rozmowy.
-
Kochanie która jest godzina?-Jeremi wyglądał przeuroczo swoja mina
wywołał na mojej twarzy uśmiech.
-
Za godzinę będziemy lądować śpiochu.- powiedziałam głaskając
go delikatnie po policzku na którym pojawił się dwudniowy zarost,
przez który wydawał mi się jeszcze bardziej przystojny ale, ja nie
jestem obiektywna od zawsze miałam słabość do takich facetów.
Maksym
widząc nasze małe przekomarzanie wyraźnie się zmieszał i nie
wiedział jak ma się zachować, więc bezszelestnie poszedł do
toalety opuszczając naszą zakochaną ale czy na pewno parę.
-
Skarbie nie miałem jeszcze okazji zapytać podoba ci się prezent
ten cały wyjazd?-spytał się Jeremi.
Niewiele
myśląc po prostu go pocałowałam. Miałam nadzieje że, ta
odpowiedź starczy za brak powiedzenia tych kluczowych słów które
on powiedział mi już dawno temu a których, ja mimo wszelkich
starań nie potrafiłam wyznać ,że wystarczy za brak prezentu, za
wszystko.
-
Czy to znaczy że ci podoba ?- zapytał z kokieteryjnym uśmiechem i
tym razem to on mnie pocałował. Naszą chwile czułości przerwała
Tośka, głośno chrząkając oderwałam się od niego z dużą
niechęcią. On jednak przybliżył twarz do mojego ucha i powiedział
tak cicho abym tylko ja usłyszała.
-
Spotkajmy się na plaży o 20. – kiwnęłam głową w odpowiedzi
zwracając się jednocześnie do Tośki której mina wyrażała
zgorszenie.
- O
co chodzi tosiu ? – spytałam się milutkim głosem chociaż w
rzeczywistości miałam ochotę ją utłuc.
-
Lądujemy- odpowiedziała chłodno. Ewidentnie dalej męczyła ją
sprawa z Harrym .A może jednak z Andym, sama już nie wiem łatwo
jest się pogubić w dosyć skomplikowanym życiu uczuciowym mojej
zwariowanej przyjaciółki.Chociaż obecnie na własną prośbę jest
sama wystarczyłoby jedno jej słowo a, Andy zrobi dla niej dosłownie
wszystko. Nawet rzuci się z mostu przebiegnie nago Brodway, ożeni
się z muzułmanką. Dosłownie wszystko, tak bardzo jest w niej
zakochany.
Kiedy
wysiedliśmy z samolotu owiało nas ciepłe powietrze, które
praktycznie powaliło nas na nogi,a dookoła otaczał nas ocean. Jak
się spojrzało to nie było widać niczego oprócz wody. Przeszliśmy
przez odprawę, której nigdy nie lubiłam a następnie zapakowaliśmy
się do dwóch taksówek. Na miejscu powitał nas przepiękny punkt
wypoczynkowy, który składał się z średniej wielkości domków na
wodzie, każdy z nich miał mały balkonik i ładny kremowy odcień.
Woda miała tu głęboki kolor granatu a , wszędzie było pełno
palm, które dodawały prawdziwie wakacyjnego nastroju.Trzeba było
się zameldować do domków, jako że mieliśmy dwa do dyspozycji
podzieliliśmy się na dziewczyny i chłopaki. Co było logiczne
zważywszy na to że jedynie ja i Eliza miałyśmy drugie połówki.
Domki okazały się świetne orządzone do tego miały tak wielkie
łóżko że ,od razu się na nie rzuciłam czym wywołałam śmiech
wśród dziewczyn. Po rozpakowaniu poszliśmy na kolacje która,
składała się z pięknie wyglądających owoców morza i
przepysznego kolorowego drinka.
Siedziałam
na plaży patrząc jak słońce powoli chowa się za horyzontem, od
dziecka uwielbiałam zachody niebo przybierało wtedy piękny złoto
różowy odcień, mogło się wtedy wydawać jakby anioły uśmiechały
się do nas z góry i przesyłały nam laurkę, najpiękniejszy
prezent prosto z ich małych serduszek. Z odrętwienia oderwał mnie
delikatny pocałunek, Jeremiego na moim karku wyciągnęłam moje
ręce za siebie na jego szyję chcąc go do siebie przytulić. On
jednak oderwał się ode mnie i klapną obok na piasku.
-
Tęskniłem za tobą.
-
Dlaczego?- spytałam nie rozumiejąc-Przecież nigdzie nie
wyjechałam.
-Tak
ale miałem wrażenie ż,e się ode mnie oddaliłaś.
-
Nie gadaj głupot Jeri.- pacnęłam go delikatnie w ramię.
-
A teraz wszystko znowu jest na swoim miejscu i jestem
najszczęśliwszym człowiekiem na całej ziemi.- umilkł gwałtownie
wciągnął powietrze do płuc, następnie pocałował mnie namiętnie
ale, jednocześnie ten pocałunek był jak muśniecie piórka. A
potem patrząc mi prosto w oczy jednocześnie trzymając moją głowę
i kciukiem pocierając policzek powiedział te dwa magiczne
słowa, tę dziewięć liter.
-
Co ja właściwie tutaj robię co ?-zapytałam się aby przerwać tę
niezręczną ciszę, jednocześnie widziałam zawiedzenie ale i
pogodzenie się z losem na twarzy Jeremiego. Nie chciał mnie
pospieszać jednak ewidentnie moja reakcja go zraniła.
-
Co ty robisz to ja nie wiem. Ja za to moja droga odpoczywam od sesji
od kolokwia i od nauki .Spędzam czas z przyjaciółmi, proste
prawda?
-
Bardzo ale zapomniałeś o kimś wiesz?
Spojrzał
na mnie zdziwionym wzrokiem.- Naprawdę pominąłem kogoś,
ściemniasz.
Już
miałam coś odpowiedzieć gdy usłyszeliśmy krzyki zgadnijcie
kogo? Oczywiście Tośki i Andiego.
-
Nie ty nigdy nic nie robisz. Sama sobie to robię wy w ogóle nigdy
nas nie ranicie, zawsze jesteście książętami w srebrnej zbroi.
Ideały, pieprzone ideały.
-
Nie jestem Harrym, rozumiesz nie skrzywdzę cię.
-
Jak możesz cokolwiek w tej sprawie mówić jeżeli ,nie masz o
tym bladego pojęcia. Poza tym Harry mnie ni.... odczep się
bo jak nie.
-
Jak nie to co zrobisz zacznij krzyczeć, jakbyś tego już nie
robiła.
-
Bo jak nie to zadzwonię na policję powiem że, mnie gwałcisz, że
przewiozłeś mnie wbrew mojej woli za granicę jak myślisz komu
uwierzą tobie który wygląda na typa który żadnej nie przepuści.
Który ma wiele za uszami który, jest okropny wulgarny obrzydliwy
nienormalny który jest profesorem pikantnych papryczek który
nie jest za grosz dżentelmenem a tylko od czasu do czasu dobrze
wygląda.- powiedziała Tośka.
-
Podobam ci się, powiedziałaś który dobrze wygląda to znaczy że,
ci się podobam takkkk,- krzyczał na całe gardło.
-
Co nie powiedziałam tak!
-
Powiedziałaś ,przyznaj się.
-
Zostaw mnie.
-
Tośka.
-
Zostaw tą okropną pomarszczoną wiecznie skrzecząca i
niezadowoloną ropuchę którą, nazwałeś mnie w samolocie.-
oczywiście Tosia teraz wszystko wyolbrzymiała jak miała to w
zwyczaju ale, co poradzisz taki charakter, poza tym musiała jakoś
odwrócić jego uwagę od jej wyznania.
-
Wcale cię tak nie nazwałem kochanie.- na to ostatnie słowo co
prawda się do niego odwróciła po to tylko aby zmrozić go swoim
spojrzeniem a, następnie zacząć jeszcze szybciej iść.
-Pszczółko,
skarbie.-dalej nic – Tosiu, Tosieńko.- cierpliwość Jeremiego
powoli się wyczerpywała.- Teodoro .– nie wytrzymał i ją tak
nazwał. Jej reakcja nie była zaskoczeniem, stanęła jak wryta i
powoli się odwróciła.
-
Wreszcie porozmawiamy jak cywilizowani ludzie, dziękuje.- Jeremi był
tylko facetem więc niczego nie świadomy się cieszył zapomniał
jednak że, jego towarzyszka miała ciężkiego kokosa w którym
był napój.
Niewiele
myśląc podeszła do niego i z całej siły walnego go tym
przedmiotem. Andiego to niewiele obeszło był piłkarzem, był
odporny na takiego typu uderzenia. Wykorzystując to że, do niego
podeszła i jej chwilowe wytrącenie z równowagi przyciągną ją do
siebie i łapczywie pocałował. Tośka na chwilę się
zapomniała,odwzajemniła pocałunek, z ręki wypadł jej nieudany
przedmiot zamachu hitlerowskiego i zatracając się w tej pieszczocie
objęła go za szyję, a on wplótł swoje dłonie w jej włosy.
Jednak po chwili otrząsnęła się z zamroczenia i go spoliczkowała,
uciekając potem do domu nawet na niego nie patrząc.
W
KANCELARI
-
I po co było się tak denerwować panie Jean, mówiłam że wszystko
pójdzie po naszej myśli.
-
Miała pani rację, żeby pani widziała jak Rozalka się cieszyła
gdy pokazałem jej nowy pokój albo jak czytałem jej wieczorem na
dobranoc książkę bałem się że ,taka sytuacja już się nie
powtórzy.
-
Oczywiście ma pan świadomość, że raz na miesiąc Rozalka będzie
spędzał weekend u swojej mamy oraz w połowę ferii i ¾
wakacji. Proszę tego pilnować dobrze, bo inaczej da pan powód
swojej byłej żonie do odwoływania się a wydaje mi się że, tym
razem sąd nie byłby tak przychylny.
-
Tak oczywiście, jeszcze raz bardzo pani ,dziękuje.
-
Ależ naprawdę nie trzeba zrobiłam tylko to co do mnie należało.
Pożegnałam
się ze sprawą uroczej pięciolatki i jej ojca, ale nie oznaczało
to wakacji wręcz przeciwnie za dosłownie pięć minut. Miałam
spotkanie dotyczące mojej następnej sprawy z narzeczonym
poszkodowanej. Za nim on przyjdzie musiałam wziąć tabletki które,
przepisał mi doktor, ale stwierdziłam że również te które
brałam jeszcze przed przyjazdem do Paryża.
-
Dzień Dobry. – do mojego pokoju wszedł dosyć wysoki mężczyzna
z ręką w gipsie.
-Dzień
Dobry chociaż nie wiem czy taki dobry.- dalszą cześć zdania
powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
-
Proszę mi od początku opowiedzieć dzień w którym miało miejsce
to wydarzenie. I nie spytałam się chce pan wody.- przerwałam
mu w pół zdania ponieważ wydawało mi się że, więcej nie jest w
stanie mi powiedzieć bez załamania się.
-
Nie dziękuje.
-
Na pewno chce pan kontynuować, możemy przerwać ?
-
Nie nie ma takiej potrzeby.- szczerze powiedziawszy ja potrzebowałam
chwili przerwy. Nie mogłam już dłużej słuchać tej historii
.Jego opowieść była tak realna i obrazowa że, miałam wrażenie
że przenieśliśmy się w tamo miejsce i to wydarzenie na nowo
rozgrywa się tylko teraz na moich oczach. Co zdecydowanie mi się
nie podobało.
-
Tamten dzień był zwyczajny.- takie dni zazwyczaj takie są niczym
nie wyróżniające się od tysiąca takich samych szaroburych dni.
Wstajemy rano z łóżka, jemy śniadanie, pijemy kawę, myjemy
się, ubieramy, wychodzimy do pracy, jemy obiad, wracamy do domu
tylko czasami potem nie ma już nic tylko obezwładniająca pustka i
cisza.
-
Naprawdę, jak co dzień miałem ją odebrać z uczelni tylko tyle że
zadzwonili rodzice, a że była Wigilia nie chciałem się od razu
rozłączać, i dlatego spotkałem się z nią te 15 minut później
te przeklęte 15 minut może gdybym...
-
Proszę się nie zadręczać. To naprawdę nie ma sensu to nie była
pana wina- zawsze w podobnej sytuacji mówi się te puste nic nie
znaczące frazesy, które mają podnieść na duchu w rzeczywistość
tylko odbijają się od nas, przelatują nam przez uchu i zaraz o
nich nie pamiętamy jakby nigdy nie zostały wypowiedziane.
Kolejny odcinek Nowego Początku. Mam nadzieję że wam się podoba. Następny powinien pojawić się, w przyszły poniedziałek. Pozdrawiam.
Caramel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz