czwartek, 24 marca 2016

Nowy Początek - część 4



NA MALEDIWACH

Na następny dzień mieliśmy plan, kobiety miały się opalać i czytać a, mężczyźni mieli grać w piłkę i pływać, jak się potem okazało nie był to idealny pomysł.  Po rozłożeniu leżaków i przekąsek ktoś musiał nas posmarować kremem. Dlatego Eliza spytała się głosem dziecka z kremem w ręku:
- Czy któryś z obecnych tu dżentelmenów może nam pomóc?-
 Jednak odpowiedziała jej cisza ponieważ, panowie byli w trakcie pasjonującej rozgrywki. Obok nas była grupka facetów mniej więcej w naszym wieku ewidentnie obco krajowców, ponieważ mieli ciemną karnacje. Jeden z nich moim zdaniem najprzystojniejszy, musiał usłyszeć bo do nas podszedł pytając się uwodzicielsko.
- Może ja mogę pomóc w końcu nie ma nic gorszego od spieczonych pleców zwłaszcza tak pięknych pleców.- wyraźnie z nią flirtował.  Ale Eliza nie pozostawała mu dłużna i razem z nim zaczęła grać w tą grę.
- Dziękuje ratuje mi pan życie.- odpowiedziała rozemocjonowana.
- Jaki pan, jestem Carlos. – pochylił się aby, pocałować ją w rękę na co wszystkie cicho się zaśmiałyśmy. Oczywiście z powodu zaniedbanego fragmentu w książce.
- Eliza-odpowiedziała.
Carlos zaczął od posmarowania długich nóg Elizy które, były nakremowane już wcześniej ale, kto by patrzył na takie szczegóły. Kiedy zastanawiałam się ile to będzie jeszcze trwać zobaczyłam Radka który do nas szedł a, po minie było widać że ledwo nad sobą panuje.
- Kochanie co tu się dzieje?
- Nic .– odpowiedziała niewinnie Eliza- Carlos mi pomaga- mówiąc to uśmiechnęła się do swojego wybawcy.
- Panu już dziękujemy, przecież sam mogłem z największą przyjemnością cię posmarować wystarczyło powiedzieć. – Jednak Carlos wcale nie przestawał robić swojej czynności. Dlatego Radek odszedł z na bok ale, nie słyszałyśmy co powiedział bo mówił coś bardzo cicho. Po paru minutach nie miałyśmy już towarzystwa bo, nasi sąsiedzi się zwinęli.
- Musiałeś!?- zapytała z wyrzutem Eliza.
- MUSIAŁEM !!!– krzykną Radek jednocześnie przerzucając ją przez plecy i biegnąc z nią do wody.
Eliza krzyczała jeszcze coś o kremie ale na próżno.
Kiedy zostałyśmy z Teodorą posmarowane obie przez Jeremiego ,wróciłyśmy do lektury a chłopaki do gry. Za to Eliza z Radkiem miło spędzali czas w oceanie krzycząc, śmiejąc się jak małe dzieci. Kiedy skończyli robić z siebie pośmiewisko tapneli na piasek i lekko się przytulając po paru minutach już spali, a na ich ustach błąkał się nikły uśmiech. I jak tu im nie zazdrościć.
-  Tośka Tośka TOŚKA!!!- żeby ona zareagowała to trzeba się porządnie wydrzeć bo, inaczej nie dociera.
- Hm co? – z niechęcią oderwała się od książki.
- Coś się wydarzyło między tobą a sama wiesz kim wczooorajjj???- odpowiedziała mi cisza i nietęga mina mojej przyjaciółki.
- Pocałował mnie .– powiedziała to tak cicho że, aż na początku myślałam że się przesłyszałam.
- Poc....!- chciałam na początku wybuchnąć śmiechem ale, w porę się powstrzymałam jednak i tak książka już leciała w moją stronę. W obronnym geście podniosłam ręce co trochę ostudziło jej niecne zamiary.
- Tosia przecież to nie jest koniec świata.- zaczęłam delikatnie.
- Podobało mi się ok. Podobało!- wybuchła ale od razu się uspokoiła i z zaciętym wyrazem twarzy oznajmiła.- Ale  to nie znaczy że,, z nim będę zapomnij nigdy i to jest koniec tematu rozumiesz?
- Rozumiem nie było tematu.- nawet nie próbowałam kontynuować tej rozmowy. Wiedziałam że, ona nie przyzna się przede mną ponieważ nie dopuściła jeszcze do siebie tej myśli.
Potem zrobiło się jeszcze ciszej w naszym zoo. Każdy był wyczerpany jakby było się czym zmęczyć. Spał sobie albo na leżaku lub na kocu. Obudziły mnie dosyć dziwny dźwięk a że, był bardzo głośny i nieprzyjemny to aż się przestraszyłam. Nie przytomna na początku nie wiedziałam co to ale wystarczył mi tylko krótki rzut na Jeremiego a już wiedziałam o co chodzi. Jeremi chrapał jak suseł albo żubr czym wywołał nie małe zamieszanie wśród turystów. Wszyscy się na niego patrzyli ale, to nie był jedyny powód .Biedak tak się przejął mną i Tośką że, zapomniał o sobie i spiekł się na pomidora. Jednak to nie było wszystko gdy przeniosłam swój wzrok na Andiego to aż pisnęłam ponieważ wszędzie ale to wszędzie na twarzy, rękach, nogach miał po jednym wyraźnym napisie KOCHAM ANTONINĘ. Ktoś musiał go posmarować kremem jednocześnie tworząc takie to arcydzieło chociaż nie byłam pewna że, to on nie był winowajcą. Oczywiście widok naszych kochasiów wywołał nie małe poruszenie. Tośka zaczęła wydawać dźwięki bliżej nieokreślonego pochodzenia. Nie wiem może pokazywała jak prawidłowo udawać szympansa ale, raczej ten w jej wykonaniu nie jadł godnie banana. A chłopaki mieli z Jeremiego nie zła polewkę nazywając go ketchupem, kaktusem i rabarbarem ale, tego ostatniego to nie rozumiałam. Po kolacji byliśmy tak zmęczeni że, ostatnie co nam było w głowie to impreza więc, zgodnie uzgodniliśmy że jutro podbijemy parkiet na Malediwach. Stwierdziłam jednak że, szkoda marnować tak pięknego wieczoru i postanowiłam pobiegać.
Uwielbiam biegać po mieście noc,ą  brzegiem oceanu po piasku w tle szumią fale przeplatając się z piosenkami. I choć jeszcze 5 minut drogi stąd panował gwar tu teraz jest tak cicho aż, ma się wrażenie że jest się jedynym człowiekiem na ziemi. W pewnym momencie poczułam delikatne uderzenie w ramię. Odwróciłam się zdezorientowana przypuszczając że, to jakiś murzyn chce przybić żółwika, jednak to nie był żaden popaprany facet tylko Maksym.
- Przestraszyłem cię, przepraszam nie chciałem.- powiedział strapiony.
- Mnie nie tak łatwo przestraszyć.- uśmiechnęłam się i natychmiast skarciłam się za to w głowie.
- A tak właściwie co tu robisz?- spytałam się udając, chłodną obojętność.
- Nic specjalnego ja tylko chciałem nie wiem....- zmieszał się nie tego ode mnie oczekiwał.- Sam nie wiem co tu robię .Powinien już pójść nie potrzebnie tu przyszedłem .
- Zostań. – po co to powiedziałam głupia głupia- Plaża jest duża starczy miejsca dla nas obojga.- a tak dobrze ci szło. – uśmiechnęłam się- Ale od razu zaznaczam że, podczas biegania nie rozmawiam.
- Deal to co ścigamy się kto pierwszy.- krzyknął i pognał śmiejąc się.
- To nie fair.- fuknęłam i zaczęłam biec żeby go dogonić.
Biegliśmy tak z godzinę najpierw na wyścigi potem już wspólnym rytmem. Gdy zaczęłam nucić piosenkę na początku zaczął się ze mnie śmiać a potem podrygiwał razem ze mną. W pewnym momencie Maksym potknął się o dosyć duży kamień, i wylądował w wodzie. Na co zaczęłam się głośno śmiać zrobił wtedy, taką zabawną minę usta miał otworzone szeroko z powodu zaskoczenia oburzenia a oczy rozszerzone do granic możliwości. Jednak gdy tylko się otrząsnął z szoku. Chciał mnie wpakować do wody ale, na szczęście dla mnie pojęłam co znaczy ten jego cwany uśmieszek i zaczęłam przed nim uciekać. Maksym dogonił mnie po paru minutach, jak na złość przed większą górką piasku. Ale nawet nie musiał mnie popychać sama się wywaliłam ze śmiechu on położył się obok mnie. Zmęczeni leżeliśmy patrząc się w niebo które, zostało już pokryte tysiącem migoczących gwiazd. I gdy milczeliśmy nie czuło się niezręcznej ciszy wręcz przeciwnie, poczucie dziwnego spokoju szczęścia.
W tym samym momencie stwierdziliśmy z Maksymem że, najwyższy czas się odezwać bo obydwoje powiedzieliśmy nawzajem swoje imiona.
- To może ty pierwszy.- ustąpiłam mu.
- Czego najbardziej żałujesz w życiu?- pytając się przewrócił się z pleców na bok i oparł się na ramieniu zerkając na moją twarz.
- Staram się niczego w życiu nie żałować wiesz nawet jak coś pójdzie nie do końca po mojej myśli wtedy zawsze powtarzam sobie że ,najwidoczniej tak miało być że tak będzie lepiej.
- I co to pomaga?
- Czy ja wiem nie powiem że, to działało cuda ale życia jest jak książka ale nie taka nowa prosto z księgarni a taka z antykwariatu pożółkła trochę rozpadająca się   A co w niej jest piękne to to że, nie wiesz jak się skończy i tak samo jest z życiem. Ktoś kiedyś powiedział że ,życie jest jak pudełko czekoladek i ja się tego trzymam. A ty czegoś żałujesz?- gdy tylko zadałam to pytanie od razu tego pożałowałam o ironio ale, było już za późno aby to cofnąć
- Tak jednej rzeczy.- zamilkł- nie chcesz wiedzieć czego- chciałam choć nie powinnam chcieć ostatkiem sił walczyłam sama z sobą aby mu tego nie powiedzieć Maksym uznał moją ciesze za odpowiedz twierdząca i zaczął po cichu mówić.
- Po rozwodzie moich rodziców załamałem się .Wiesz podobnie jak Jeremi jestem bardzo zżyty z  rodziną. Dla mnie oni to wszystko co się liczy ,o co warto zabiegać ,o co warto się starać, a oni co zaczęli się kłócić prowadzić ciche dni  aż pewnego dnia BUMM rozwodzimy się. A w powietrze lecą konfetti jej świętujmy naprawdę jest co a potem te pytania w stylu z kim chcesz chłopczyku mieszkać z mamusią czy tatusiem. Miałem 15 lat czyli naprawdę nie wiele mi brakowało na mój u wczesny rozum do pełnoletności chwila moment i wplątałem się w złe towarzystwo. Wiesz jak to niewiele brakuje i tak tamtego roku żałuje że, straciłem kontrole że przestało mi zależeć że się zmieniłem na gorsze ale wtedy bardzo pomógł mi Jeremi i jego rodzice gdyby nie oni nic bym nie osiągnął dlatego nic ale to nic nigdy nie zrobię przeciwko niemu nie zawiodę go nie mógłbym wiesz – w tym ostatnim zdaniu kryło się wyznanie którego oboje nie chcieli do siebie dopuszczać.
- Maksym nie wiem co powiedzieć.- odpowiedziałam drzącym głosem.
- Nic nie mów.- ledwo usłyszałam jego głos ale miał rację tutaj nic nie można było powiedzieć zamiast tego przysunęłam się do niego i po prostu przytuliłam a on przywarł do mnie jak małe dziecko i jeszcze ciszej wyszeptał.- nigdy nikomu tego nie mówiłem nikomu z poza rodziny.
I tak trwaliśmy godzinę może dwie  a z plaży poszliśmy dopiero gdy zrobiło się nam chłodno.
 Następnego dnia obudziłam się Z WYRZUTAMI SUMIENIA niby nic takiego nie robiłam jednak wydaje mi się że, Jeremi nie byłby z tego zadowolony.  Mimo wszystko musiałam przyznać sama przed sobą że, ten wieczór był dla mnie wyjątkowy. Jednak Maksym nie potrafiłby zranić kuzyna. A ja nie mogłabym stanąć między nimi. Miałam bardzo ambitne postanowienie nie rozmawiać z nim gdy nie było to konieczne tak będzie lepiej dla nas wszystkich.

 Dzień miną nam na nic nie robieniu, dlatego wieczorem chcieliśmy się wreszcie wytańczyć zważywszy na to że nasze wakacje dobiegły już końca i jutro wylatujemy. Klub był położony częściowo na powietrzu a częściowo w pomieszczeniu. Wszędzie pełno było palm i błyszczących się kolorowych światełek. Gdy tylko weszliśmy, zabrzmiała piękna romantyczna piosenka na parkiecie pojawiło się mnóstwo zakochanych, wirujących par których nie obchodził nikt oprócz siebie nawzajem. Po chwili widziałam jak Eliza tańczy razem z Radkiem wyglądali na bardzo szczęśliwych i wpatrzonych w siebie. Jeremi w pewnym momencie skłonił się nisko wyciągając w moją stronę rękę, którą natychmiast przyjęłam. Był to bardzo wolny spokojny kawałek dlatego nasz taniec również taki był. Czując dłoń Jeremiego na mojej taili obracaliśmy się w takt muzyki, z kolei moje dłonie znajdowały się na jego szyi a powieki były zamknięte. Poczułam na swoich wargach delikatny pocałunek niczym muśnięcie piórka, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jego zakochane do granic możliwości.
-Zobacz wydają się szczęśliwi, – Eliza wskazała głową na mnie i Jeremiego,
- Tak ale wiesz kto jest na tej sali najszczęśliwszy na świecie?
- Nie wiem kto- uśmiechnęła się w żartując z nim bo, przecież doskonale znała odpowiedz.
-  Ja- Radek gdy zobaczył jej zaskoczoną minę przez swoje słowa wybuchł niepochamowanym śmiechem.
Jednak jako że, nic nie trwa wiecznie również ta piosenka musiała się kiedyś skończyć . Zaczęła lecieć wyjątkowo szybka , hippowa piosenka chłopaki zostali na parkiecie. Ku nie  zadowoleniu Andieg  do Toski zadzwonił telefon więc ,nie mogła oglądać jego popisów chociaż mi wydawało się że, wyszła specjalnie. Wraz z Elizą podziwiałyśmy ich wyczyny popijając tequile , byłyśmy tak pochłonięte chłopakami że, nie wiele ubywało z naszych kieliszków.  W pewnym momencie nasi panowie zaczęli nas wołać a że ,Eliza musiała odsapnąć sama poszłam a po chwili widziałam jak ona kierowała się do łazienki . Po trzech kawałkach byłam tak padnięta więc ,dołączyłam do Elizy która zdążyła już wrócić. Jednak na naszych chłopaków nie było siły i dalej tańczyli wśród ludzi.
- Muszę to skończyć. Zobacz już lód mi się prawie rozpuścił.- stwierdziła Eliza.
- Jeden łyk i po strachu.- powiedziałam i równocześnie sięgnęłyśmy po kieliszki.
Nie minęło jednak z pól godziny gdy, na twarz dziewczyny Radka zaczęła robić się trochę sina.
- Jakoś dziwnie się czuje... – powiedziała otumaniona Eliza.
- Halo? Eliza słyszysz mnie nie odlatuj Eliza.
- O ptaszek ,gołąbek patrz gołąbek siedzi na dachu i grucha z zz świnią czy jakoś tak to szło.- chichotała niespokojnie.- Gdzie Radek chcę dać mu całusa ogromniastego całusssa- Dalej paplała swoje jednak ja już na nią nie zważałam i zaczęłam wołać Radka przybiegł od razu zaniepokojony czy raczej powinna powiedzieć przestraszony.
- Carlito co jej się stało?
- Radek ja nie wiem siedziałyśmy sobie spokojnie patrzyłyśmy na was. A ona w pewnym momencie zaczęła gadać głupoty i ogólnie dziwnie się zachowywać do tego jest blada nie wiem co się dzieje.- powiedziałam roztrzęsiona.
- Piłyście coś?- zapytał się rzeczowo Jeremi on w takich sytuacja nigdy nie tracił zimnej krwi.
- Nic wielkiego tylko po kieliszku tequili.
- Stary  Radek słyszysz mnie ?– Jeremi musiał powtórzyć parę razy bo do niego nie docierało poświęcił swojej dziewczynie cała swoją uwag .Delikatnie dotykał policzka Elizy jedną ręką a drugą ją podtrzymywał ,  jakby była ze szkła i bał si ę żeby mu się nie stłukła. -Musieli dosypać jej  narkotyków.
- Co to niemożliwie. Nie możliwe słyszysz niemożliwe.
- Przez pewien moment nikt nie pilnował tych kieliszków- przypomniałam sobie.
Radek nie potrzebował już nic więcej wziął lekko przytomną Elizę na ręce. Lękliwie się w niego wtuliła się a, on cały czas głaskając ją po włosach zaniósł ją do hotelu.
- Kochanie a ty dobrze się czujesz?- spytał się troskliwie Jeremi choć i w jego głosie pobrzmiewała nutka strachu.
- Tak spokojnie, nic mi nie jest.
- Całe szczęście, od teraz nawet na moment nie zostawię cię samej.- .Jeremi odetchną z ulgą.
Następnego dnia Eliza choć, nadal lekko skołowana czuła się już lepiej więc, spokojnie wróciliśmy do domu, ale i oczywiście pójdzie nazajutrz do lekarza Radek by jej nie odpuścił.

W PARYŻU


Po powrocie do mieszkaniu bo nie mogłam nazwać tego miejsca domem, doznałam potężnego szoku miałam mnóstwo nieodsłuchanych wiadomości na telefonie większość od rodziców choć pojawiały się i od moich to słowo nie mogło mi przejść przez gardło przyjaciół.
Nie to jednak mnie zdziwiło a list czy raczej listy. Było ich pełno w mojej skrzynce pocztowej. Każdy był od tej samej osoby o której tak usilnie próbowałam zapomnieć. Nie chciałam ich w ogóle czytać nie potrafiłam dlatego zebrałam je wszystkie i chciałam po prostu spalić w chwili gdy już praktycznie dosięgnął je płomień ognia od zapalniczki zabrałam je gwałtownie i rzuciłam na samo dno walizki przykrywając je stertą ubrań. Tak ubrania nie były w szafie skądże znowu nie nie rozpakowałam się ciągle. Przez rozpoczęcie nowej sprawy nie miałam nawet czasu zrobić zakupów dlatego moja lodówka święciła pustkami chcąc czy nie chcąc musiałam pójść do u JULIETT fanki Elvisa i powideł śliwkowych.

Od ostatniego razu jak ognia unikałam wizyt u tej jakże osobliwej pani. Budziła u mnie uczucia które zdecydowanie nie należały do pozytywnych. Choć na dobrą sprawę nie chodziło wcale o jej wygląd czy jej bułeczki które były bardzo smaczne. A raczej jej umiejętność odczytywania nawet doszczętnie skrywanych emocji. Tego razu gdy weszłam do jej królestwa zachowywała się inaczej nie przechwalała swojego specjału ani nic podobnego. Pomyślałam że może mnie nie pamięta w końcu nie zaglądałam tu codziennie. Ale gdy tylko się odezwała wiedziałam że nie byłam obca tej kobiecie wręcz przeciwnie.
- O to znowu pani. -powiedziała radośnie po chwili jednak posmutniała.
-Nic się pani nie zmieniła- dodała jakby z wyrzutem. Czego kompletnie nie rozumiałam.
-Ciężko abym się zmieniła w końcu jestem tu raptem od 2 miesięcy-podeszłam do rozmowy z nią jak zawsze z ironią i lekką kpiną. Ale co poradzę inaczej się po prostu nie da.
-Dziecinko nie chodzi mi o twój wygląd o zachowanie ciągle stoisz w miejscu. A tak nie wolno.-wprawdzie się uśmiechnęła ale jakoś tak pobłażliwie.
-To co ja mam niby zrobić-odpowiedziałam lekko podirytowana. Bo znowu tak jak przewidywałam gadała od rzeczy
-Kochana nic nie zrobiłaś a więc moje wcześniejsze rady nie uległy jeszcze przedawnieniu. A Juliett nie lubi się powtarzać. Powiem jednak tylko jedno słowo, wybacz
-Komu? Komu mam wybaczyć?
-Na to pytanie , musisz odpowiedzieć sobie sama. To co zwykle czyli chleb razowy?
-Tak, -odpowiedziałam i wyszłam z tego sklepu w stanie podobnym do ostatniego razu czyli nieźle roztrzęsiona.

~~~
Caramel 

2 komentarze:

  1. Ciekawa jestem z kim będzie główna bohaterka z którym z kuzynów. I dlaczego będąc w Paryżu nie ma kontaktu z przyjaciółmi. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby poznać ciąg dalszy musisz przeczytać dalej;). Pozdrawiam

      Usuń