NA MALEDIWACH
Na
następny dzień mieliśmy plan, kobiety miały się opalać i czytać
a, mężczyźni mieli grać w piłkę i pływać, jak się potem
okazało nie był to idealny pomysł. Po rozłożeniu leżaków
i przekąsek ktoś musiał nas posmarować kremem. Dlatego Eliza
spytała się głosem dziecka z kremem w ręku:
-
Czy któryś z obecnych tu dżentelmenów może nam pomóc?-
Jednak
odpowiedziała jej cisza ponieważ, panowie byli w trakcie
pasjonującej rozgrywki. Obok nas była grupka facetów mniej więcej
w naszym wieku ewidentnie obco krajowców, ponieważ mieli ciemną
karnacje. Jeden z nich moim zdaniem najprzystojniejszy, musiał
usłyszeć bo do nas podszedł pytając się uwodzicielsko.
-
Może ja mogę pomóc w końcu nie ma nic gorszego od spieczonych
pleców zwłaszcza tak pięknych pleców.- wyraźnie z nią
flirtował. Ale Eliza nie pozostawała mu dłużna i razem z
nim zaczęła grać w tą grę.
-
Dziękuje ratuje mi pan życie.- odpowiedziała rozemocjonowana.
-
Jaki pan, jestem Carlos. – pochylił się aby, pocałować ją w
rękę na co wszystkie cicho się zaśmiałyśmy. Oczywiście z
powodu zaniedbanego fragmentu w książce.
-
Eliza-odpowiedziała.
Carlos
zaczął od posmarowania długich nóg Elizy które, były
nakremowane już wcześniej ale, kto by patrzył na takie szczegóły.
Kiedy zastanawiałam się ile to będzie jeszcze trwać zobaczyłam
Radka który do nas szedł a, po minie było widać że ledwo nad
sobą panuje.
-
Kochanie co tu się dzieje?
-
Nic .– odpowiedziała niewinnie Eliza- Carlos mi pomaga- mówiąc
to uśmiechnęła się do swojego wybawcy.
-
Panu już dziękujemy, przecież sam mogłem z największą
przyjemnością cię posmarować wystarczyło powiedzieć. – Jednak
Carlos wcale nie przestawał robić swojej czynności. Dlatego Radek
odszedł z na bok ale, nie słyszałyśmy co powiedział bo mówił
coś bardzo cicho. Po paru minutach nie miałyśmy już towarzystwa
bo, nasi sąsiedzi się zwinęli.
-
Musiałeś!?- zapytała z wyrzutem Eliza.
-
MUSIAŁEM !!!– krzykną Radek jednocześnie przerzucając ją przez
plecy i biegnąc z nią do wody.
Eliza
krzyczała jeszcze coś o kremie ale na próżno.
Kiedy
zostałyśmy z Teodorą posmarowane obie przez Jeremiego ,wróciłyśmy
do lektury a chłopaki do gry. Za to Eliza z Radkiem miło spędzali
czas w oceanie krzycząc, śmiejąc się jak małe dzieci. Kiedy
skończyli robić z siebie pośmiewisko tapneli na piasek i lekko się
przytulając po paru minutach już spali, a na ich ustach błąkał
się nikły uśmiech. I jak tu im nie zazdrościć.
-
Tośka Tośka TOŚKA!!!- żeby ona zareagowała to trzeba się
porządnie wydrzeć bo, inaczej nie dociera.
-
Hm co? – z niechęcią oderwała się od książki.
-
Coś się wydarzyło między tobą a sama wiesz kim wczooorajjj???-
odpowiedziała mi cisza i nietęga mina mojej przyjaciółki.
-
Pocałował mnie .– powiedziała to tak cicho że, aż na początku
myślałam że się przesłyszałam.
-
Poc....!- chciałam na początku wybuchnąć śmiechem ale, w porę
się powstrzymałam jednak i tak książka już leciała w moją
stronę. W obronnym geście podniosłam ręce co trochę ostudziło
jej niecne zamiary.
-
Tosia przecież to nie jest koniec świata.- zaczęłam delikatnie.
-
Podobało mi się ok. Podobało!- wybuchła ale od razu się
uspokoiła i z zaciętym wyrazem twarzy oznajmiła.- Ale to nie
znaczy że,, z nim będę zapomnij nigdy i to jest koniec tematu
rozumiesz?
-
Rozumiem nie było tematu.- nawet nie próbowałam kontynuować tej
rozmowy. Wiedziałam że, ona nie przyzna się przede mną ponieważ
nie dopuściła jeszcze do siebie tej myśli.
Potem
zrobiło się jeszcze ciszej w naszym zoo. Każdy był wyczerpany
jakby było się czym zmęczyć. Spał sobie albo na leżaku lub na
kocu. Obudziły mnie dosyć dziwny dźwięk a że, był bardzo głośny
i nieprzyjemny to aż się przestraszyłam. Nie przytomna na początku
nie wiedziałam co to ale wystarczył mi tylko krótki rzut na
Jeremiego a już wiedziałam o co chodzi. Jeremi chrapał jak suseł
albo żubr czym wywołał nie małe zamieszanie wśród turystów.
Wszyscy się na niego patrzyli ale, to nie był jedyny powód .Biedak
tak się przejął mną i Tośką że, zapomniał o sobie i spiekł
się na pomidora. Jednak to nie było wszystko gdy przeniosłam swój
wzrok na Andiego to aż pisnęłam ponieważ wszędzie ale to
wszędzie na twarzy, rękach, nogach miał po jednym wyraźnym
napisie KOCHAM ANTONINĘ. Ktoś musiał go posmarować
kremem jednocześnie tworząc takie to arcydzieło chociaż nie byłam
pewna że, to on nie był winowajcą. Oczywiście widok naszych
kochasiów wywołał nie małe poruszenie. Tośka zaczęła wydawać
dźwięki bliżej nieokreślonego pochodzenia. Nie wiem może
pokazywała jak prawidłowo udawać szympansa ale, raczej ten w jej
wykonaniu nie jadł godnie banana. A chłopaki mieli z Jeremiego nie
zła polewkę nazywając go ketchupem, kaktusem i rabarbarem ale,
tego ostatniego to nie rozumiałam. Po kolacji byliśmy tak zmęczeni
że, ostatnie co nam było w głowie to impreza więc, zgodnie
uzgodniliśmy że jutro podbijemy parkiet na Malediwach. Stwierdziłam
jednak że, szkoda marnować tak pięknego wieczoru i postanowiłam
pobiegać.
Uwielbiam
biegać po mieście noc,ą brzegiem oceanu po piasku w tle
szumią fale przeplatając się z piosenkami. I choć jeszcze 5 minut
drogi stąd panował gwar tu teraz jest tak cicho aż, ma się
wrażenie że jest się jedynym człowiekiem na ziemi. W pewnym
momencie poczułam delikatne uderzenie w ramię. Odwróciłam się
zdezorientowana przypuszczając że, to jakiś murzyn chce przybić
żółwika, jednak to nie był żaden popaprany facet tylko Maksym.
-
Przestraszyłem cię, przepraszam nie chciałem.- powiedział
strapiony.
-
Mnie nie tak łatwo przestraszyć.- uśmiechnęłam się i
natychmiast skarciłam się za to w głowie.
-
A tak właściwie co tu robisz?- spytałam się udając, chłodną
obojętność.
-
Nic specjalnego ja tylko chciałem nie wiem....- zmieszał się nie
tego ode mnie oczekiwał.- Sam nie wiem co tu robię .Powinien już
pójść nie potrzebnie tu przyszedłem .
-
Zostań. – po co to powiedziałam głupia głupia- Plaża jest duża
starczy miejsca dla nas obojga.- a tak dobrze ci szło. –
uśmiechnęłam się- Ale od razu zaznaczam że, podczas biegania nie
rozmawiam.
-
Deal to co ścigamy się kto pierwszy.- krzyknął i pognał śmiejąc
się.
-
To nie fair.- fuknęłam i zaczęłam biec żeby go dogonić.
Biegliśmy
tak z godzinę najpierw na wyścigi potem już wspólnym rytmem. Gdy
zaczęłam nucić piosenkę na początku zaczął się ze mnie śmiać
a potem podrygiwał razem ze mną. W pewnym momencie Maksym potknął
się o dosyć duży kamień, i wylądował w wodzie. Na co zaczęłam
się głośno śmiać zrobił wtedy, taką zabawną minę usta miał
otworzone szeroko z powodu zaskoczenia oburzenia a oczy rozszerzone
do granic możliwości. Jednak gdy tylko się otrząsnął z szoku.
Chciał mnie wpakować do wody ale, na szczęście dla mnie pojęłam
co znaczy ten jego cwany uśmieszek i zaczęłam przed nim uciekać.
Maksym dogonił mnie po paru minutach, jak na złość przed większą
górką piasku. Ale nawet nie musiał mnie popychać sama się
wywaliłam ze śmiechu on położył się obok mnie. Zmęczeni
leżeliśmy patrząc się w niebo które, zostało już pokryte
tysiącem migoczących gwiazd. I gdy milczeliśmy nie czuło się
niezręcznej ciszy wręcz przeciwnie, poczucie dziwnego spokoju
szczęścia.
W
tym samym momencie stwierdziliśmy z Maksymem że, najwyższy czas
się odezwać bo obydwoje powiedzieliśmy nawzajem swoje imiona.
-
To może ty pierwszy.- ustąpiłam mu.
-
Czego najbardziej żałujesz w życiu?- pytając się przewrócił
się z pleców na bok i oparł się na ramieniu zerkając na moją
twarz.
-
Staram się niczego w życiu nie żałować wiesz nawet jak coś
pójdzie nie do końca po mojej myśli wtedy zawsze powtarzam sobie
że ,najwidoczniej tak miało być że tak będzie lepiej.
-
I co to pomaga?
-
Czy ja wiem nie powiem że, to działało cuda ale życia jest jak
książka ale nie taka nowa prosto z księgarni a taka z antykwariatu
pożółkła trochę rozpadająca się A co w niej jest
piękne to to że, nie wiesz jak się skończy i tak samo jest z
życiem. Ktoś kiedyś powiedział że ,życie jest jak pudełko
czekoladek i ja się tego trzymam. A ty czegoś żałujesz?- gdy
tylko zadałam to pytanie od razu tego pożałowałam o ironio ale,
było już za późno aby to cofnąć
-
Tak jednej rzeczy.- zamilkł- nie chcesz wiedzieć czego- chciałam
choć nie powinnam chcieć ostatkiem sił walczyłam sama z sobą aby
mu tego nie powiedzieć Maksym uznał moją ciesze za odpowiedz
twierdząca i zaczął po cichu mówić.
-
Po rozwodzie moich rodziców załamałem się .Wiesz podobnie jak
Jeremi jestem bardzo zżyty z rodziną. Dla mnie oni to
wszystko co się liczy ,o co warto zabiegać ,o co warto się starać,
a oni co zaczęli się kłócić prowadzić ciche dni aż
pewnego dnia BUMM rozwodzimy się. A w powietrze lecą konfetti jej
świętujmy naprawdę jest co a potem te pytania w stylu z kim chcesz
chłopczyku mieszkać z mamusią czy tatusiem. Miałem 15 lat czyli
naprawdę nie wiele mi brakowało na mój u wczesny rozum do
pełnoletności chwila moment i wplątałem się w złe towarzystwo.
Wiesz jak to niewiele brakuje i tak tamtego roku żałuje że,
straciłem kontrole że przestało mi zależeć że się zmieniłem
na gorsze ale wtedy bardzo pomógł mi Jeremi i jego rodzice gdyby
nie oni nic bym nie osiągnął dlatego nic ale to nic nigdy nie
zrobię przeciwko niemu nie zawiodę go nie mógłbym wiesz – w tym
ostatnim zdaniu kryło się wyznanie którego oboje nie chcieli do
siebie dopuszczać.
-
Maksym nie wiem co powiedzieć.- odpowiedziałam drzącym głosem.
-
Nic nie mów.- ledwo usłyszałam jego głos ale miał rację tutaj
nic nie można było powiedzieć zamiast tego przysunęłam się do
niego i po prostu przytuliłam a on przywarł do mnie jak małe
dziecko i jeszcze ciszej wyszeptał.- nigdy nikomu tego nie mówiłem
nikomu z poza rodziny.
I
tak trwaliśmy godzinę może dwie a z plaży poszliśmy
dopiero gdy zrobiło się nam chłodno.
Następnego
dnia obudziłam się Z WYRZUTAMI SUMIENIA niby nic takiego nie
robiłam jednak wydaje mi się że, Jeremi nie byłby z tego
zadowolony. Mimo wszystko musiałam przyznać sama przed sobą
że, ten wieczór był dla mnie wyjątkowy. Jednak Maksym nie
potrafiłby zranić kuzyna. A ja nie mogłabym stanąć między nimi.
Miałam bardzo ambitne postanowienie nie rozmawiać z nim gdy nie
było to konieczne tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Dzień
miną nam na nic nie robieniu, dlatego wieczorem chcieliśmy się
wreszcie wytańczyć zważywszy na to że nasze wakacje dobiegły już
końca i jutro wylatujemy. Klub był położony częściowo na
powietrzu a częściowo w pomieszczeniu. Wszędzie pełno było palm
i błyszczących się kolorowych światełek. Gdy tylko weszliśmy,
zabrzmiała piękna romantyczna piosenka na parkiecie pojawiło się
mnóstwo zakochanych, wirujących par których nie obchodził nikt
oprócz siebie nawzajem. Po chwili widziałam jak Eliza tańczy razem
z Radkiem wyglądali na bardzo szczęśliwych i wpatrzonych w siebie.
Jeremi w pewnym momencie skłonił się nisko wyciągając w moją
stronę rękę, którą natychmiast przyjęłam. Był to bardzo wolny
spokojny kawałek dlatego nasz taniec również taki był. Czując
dłoń Jeremiego na mojej taili obracaliśmy się w takt muzyki, z
kolei moje dłonie znajdowały się na jego szyi a powieki były
zamknięte. Poczułam na swoich wargach delikatny pocałunek niczym
muśnięcie piórka, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jego zakochane
do granic możliwości.
-Zobacz
wydają się szczęśliwi, – Eliza wskazała głową na mnie i
Jeremiego,
-
Tak ale wiesz kto jest na tej sali najszczęśliwszy na świecie?
-
Nie wiem kto- uśmiechnęła się w żartując z nim bo, przecież
doskonale znała odpowiedz.
-
Ja- Radek gdy zobaczył jej zaskoczoną minę przez swoje słowa
wybuchł niepochamowanym śmiechem.
Jednak
jako że, nic nie trwa wiecznie również ta piosenka musiała się
kiedyś skończyć . Zaczęła lecieć wyjątkowo szybka ,
hippowa piosenka chłopaki zostali na parkiecie. Ku nie
zadowoleniu Andieg do Toski zadzwonił telefon więc ,nie mogła
oglądać jego popisów chociaż mi wydawało się że, wyszła
specjalnie. Wraz z Elizą podziwiałyśmy ich wyczyny popijając
tequile , byłyśmy tak pochłonięte chłopakami że, nie wiele
ubywało z naszych kieliszków. W pewnym momencie nasi panowie
zaczęli nas wołać a że ,Eliza musiała odsapnąć sama poszłam a
po chwili widziałam jak ona kierowała się do łazienki . Po trzech
kawałkach byłam tak padnięta więc ,dołączyłam do Elizy która
zdążyła już wrócić. Jednak na naszych chłopaków nie było
siły i dalej tańczyli wśród ludzi.
-
Muszę to skończyć. Zobacz już lód mi się prawie rozpuścił.-
stwierdziła Eliza.
-
Jeden łyk i po strachu.- powiedziałam i równocześnie sięgnęłyśmy
po kieliszki.
Nie
minęło jednak z pól godziny gdy, na twarz dziewczyny Radka zaczęła
robić się trochę sina.
-
Jakoś dziwnie się czuje... – powiedziała otumaniona Eliza.
-
Halo? Eliza słyszysz mnie nie odlatuj Eliza.
-
O ptaszek ,gołąbek patrz gołąbek siedzi na dachu i grucha z zz
świnią czy jakoś tak to szło.- chichotała niespokojnie.- Gdzie
Radek chcę dać mu całusa ogromniastego całusssa- Dalej paplała
swoje jednak ja już na nią nie zważałam i zaczęłam wołać
Radka przybiegł od razu zaniepokojony czy raczej powinna powiedzieć
przestraszony.
-
Carlito co jej się stało?
-
Radek ja nie wiem siedziałyśmy sobie spokojnie patrzyłyśmy na
was. A ona w pewnym momencie zaczęła gadać głupoty i ogólnie
dziwnie się zachowywać do tego jest blada nie wiem co się dzieje.-
powiedziałam roztrzęsiona.
-
Piłyście coś?- zapytał się rzeczowo Jeremi on w takich sytuacja
nigdy nie tracił zimnej krwi.
-
Nic wielkiego tylko po kieliszku tequili.
-
Stary Radek słyszysz mnie ?– Jeremi musiał powtórzyć parę
razy bo do niego nie docierało poświęcił swojej dziewczynie cała
swoją uwag .Delikatnie dotykał policzka Elizy jedną ręką a drugą
ją podtrzymywał , jakby była ze szkła i bał si ę
żeby mu się nie stłukła. -Musieli dosypać jej narkotyków.
-
Co to niemożliwie. Nie możliwe słyszysz niemożliwe.
-
Przez pewien moment nikt nie pilnował tych kieliszków-
przypomniałam sobie.
Radek
nie potrzebował już nic więcej wziął lekko przytomną Elizę na
ręce. Lękliwie się w niego wtuliła się a, on cały czas
głaskając ją po włosach zaniósł ją do hotelu.
-
Kochanie a ty dobrze się czujesz?- spytał się troskliwie Jeremi
choć i w jego głosie pobrzmiewała nutka strachu.
-
Tak spokojnie, nic mi nie jest.
-
Całe szczęście, od teraz nawet na moment nie zostawię cię
samej.- .Jeremi odetchną z ulgą.
Następnego
dnia Eliza choć, nadal lekko skołowana czuła się już lepiej
więc, spokojnie wróciliśmy do domu, ale i oczywiście pójdzie
nazajutrz do lekarza Radek by jej nie odpuścił.
W
PARYŻU
Po
powrocie do mieszkaniu bo nie mogłam nazwać tego miejsca domem,
doznałam potężnego szoku miałam mnóstwo nieodsłuchanych
wiadomości na telefonie większość od rodziców choć pojawiały
się i od moich to słowo nie mogło mi przejść przez gardło
przyjaciół.
Nie
to jednak mnie zdziwiło a list czy raczej listy. Było ich pełno w
mojej skrzynce pocztowej. Każdy był od tej samej osoby o której
tak usilnie próbowałam zapomnieć. Nie chciałam ich w ogóle
czytać nie potrafiłam dlatego zebrałam je wszystkie i chciałam po
prostu spalić w chwili gdy już praktycznie dosięgnął je płomień
ognia od zapalniczki zabrałam je gwałtownie i rzuciłam na samo dno
walizki przykrywając je stertą ubrań. Tak ubrania nie były w
szafie skądże znowu nie nie rozpakowałam się ciągle. Przez
rozpoczęcie nowej sprawy nie miałam nawet czasu zrobić zakupów
dlatego moja lodówka święciła pustkami chcąc czy nie chcąc
musiałam pójść do u JULIETT fanki Elvisa i powideł śliwkowych.
Od
ostatniego razu jak ognia unikałam wizyt u tej jakże osobliwej
pani. Budziła u mnie uczucia które zdecydowanie nie należały do
pozytywnych. Choć na dobrą sprawę nie chodziło wcale o jej wygląd
czy jej bułeczki które były bardzo smaczne. A raczej jej
umiejętność odczytywania nawet doszczętnie skrywanych emocji.
Tego razu gdy weszłam do jej królestwa zachowywała się inaczej
nie przechwalała swojego specjału ani nic podobnego. Pomyślałam
że może mnie nie pamięta w końcu nie zaglądałam tu codziennie.
Ale gdy tylko się odezwała wiedziałam że nie byłam obca tej
kobiecie wręcz przeciwnie.
-
O to znowu pani. -powiedziała radośnie po chwili jednak
posmutniała.
-Nic
się pani nie zmieniła- dodała jakby z wyrzutem. Czego kompletnie
nie rozumiałam.
-Ciężko
abym się zmieniła w końcu jestem tu raptem od 2 miesięcy-podeszłam
do rozmowy z nią jak zawsze z ironią i lekką kpiną. Ale co
poradzę inaczej się po prostu nie da.
-Dziecinko
nie chodzi mi o twój wygląd o zachowanie ciągle stoisz w miejscu.
A tak nie wolno.-wprawdzie się uśmiechnęła ale jakoś tak
pobłażliwie.
-To
co ja mam niby zrobić-odpowiedziałam lekko podirytowana. Bo znowu
tak jak przewidywałam gadała od rzeczy
-Kochana
nic nie zrobiłaś a więc moje wcześniejsze rady nie uległy
jeszcze przedawnieniu. A Juliett nie lubi się powtarzać. Powiem
jednak tylko jedno słowo, wybacz
-Komu?
Komu mam wybaczyć?
-Na
to pytanie , musisz odpowiedzieć sobie sama. To co zwykle czyli
chleb razowy?
-Tak,
-odpowiedziałam i wyszłam z tego sklepu w stanie podobnym do
ostatniego razu czyli nieźle roztrzęsiona.
~~~
Caramel
~~~
Caramel
Ciekawa jestem z kim będzie główna bohaterka z którym z kuzynów. I dlaczego będąc w Paryżu nie ma kontaktu z przyjaciółmi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŻeby poznać ciąg dalszy musisz przeczytać dalej;). Pozdrawiam
Usuń